środa, 24 grudnia 2014
Merry Christmas ;*
Przed chwilą dodałam rozdział po bardzo długiej przerwie, a teraz przychodzę do Was z życzeniami! No więc tak: życzę Wam wszystkim spełnienia marzeń (tak, wiem, przewidywalne :P), dużo szczęścia, aby wszystkie kłótnie i problemy z innymi odeszły w zapomnienie, dużo dużoo prezentów oraz oczywiście pijanego sylwestra! Mam nadzieję, że spędzicie te piękne święta w rodzinnej atmosferze, w cieplutkim domu, a w Nowy Rok będziecie się świetnie bawić. Życzę Wam takiej wspaniałej Wigilii, jak była moja klasowa (rodzinna też taka na pewno będzie) no i nie zapomnijcie, że istnieje taka blogerka, jak ja, odwiedzajcie mojego bloga, komentujcie, bo to dla mnie najlepszy prezent świąteczny. Do następnego Miśki, jeszcze raz wesołych świąt! xx
#6 just a coffe or something more?
Witam Miśki po noo dość długiej przerwie i bardzo bardzo Was przepraszam. I przyznam, że tu nawet nie chodzi o brak czasu, ale zwyczajnie nie miałam chęci i siły do pisania. Postaram się więcej nie przerywać prowadzenia bloga na tak długo ;) nie miejcie mi tego za złe xx
*********
Tydzień po niezwykle oczekiwanym przez obojga naszych głównych bohaterów spotkaniu w kawiarni Emily znów wyjechała w podróż. Wprawdzie nie na długo, bo tylko na tydzień, ale chyba taką wycieczkę można już nazwać podróżą. Zresztą nie o tym mowa. Blondynka wyjechała na te kilka dni do Afryki, gdzie miała wspomóc charytatywną organizację swojej mamy.
Tymczasem Luke razem z trójką przyjaciół niezwykle ciężko trenował. Zdarzało się, że spędzali na grze nawet 5 godzin dziennie. Zastanawiacie się pewnie dlaczego. Otóż dostali propozycję zagrania w przerwie meczu piłki nożnej. Występ miał odbyć się za pięć dni, więc chłopcy nie mieli wcale tak dużo czasu. Skupili się w stu procentach na przygotowaniach. Ich rutyną stało się spanie, jedzenie i granie. Nie robili praktycznie nic więcej. Oczywiście Luke utrzymywał kontakt z Emily. Nie mogli bez wspólnych rozmów wytrzymać nawet tych kilku dni. Chłopak zaprosił Em na koncert, dziewczyna bardzo się ucieszyła, że w końcu pozna tą czwórkę utalentowanych przyjaciół, której muzykę nie raz już słyszała, nie mając nawet pojęcia kim są. Emily wracając do domu siedziała w samolocie jak na szpilkach. Nie mogła się doczekać aby zobaczyć się z Lily i razem z nią wybrać się na występ chłopaków. "Fajnie będzie się trochę rozerwać" myślała, a na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Na lotnisku szukała wzrokiem swojej przyjaciółki, która obiecała, że będzie na nią czekać. Nigdzie jednak nie było Lily, na co trochę posmutniała.
-Pewnie zapomniała... No trudno, wrócę sama- powiedziała sama do siebie i w końcu ruszyła w stronę wyjścia z zatłoczonego lotniska. Pech chciał, że nie było żadnej taksówki i musiała czekać aż jakaś się pojawi.
Stała z walizką już od pięciu minut, niecierpliwie tupiąc nogą. Próbowała dodzwonić się do Lily, może jednak by przyjechała po nią, ale brunetka nie odbierała. W pewnym momencie poczuła jak ktoś kładzie jej rękę na oczach, a drugą przytula w talii. Nie wiedziała co się dzieje, ale gdy tylko dotarł do niej zapach męskich perfum pomieszanych lekko z dymem papierosowym, na twarz wkradł się szczery uśmiech.
-Cześć Luke- zaśmiała się i zdjęła rękę chłopaka z oczu.
-Jak się domyśliłaś?- westchnął zawiedziony tym, że nie udało mu się zaskoczyć Emily. W odpowiedzi zobaczył, jak dziewczyna się uśmiecha. W jej oczach widać było iskierki szczęścia i rozbawienia.
-Co tutaj tak właściwie robisz, Luke?- popatrzyła z zaciekawieniem na niego.
-Zabieram cię do domu- odpowiedział, jakby to było coś oczywistego.
-Ale ja czekam na przyjaciółkę, ona...
-Lily nie przyjedzie. Tak, znamy się i nie, to nie przypadek, że jestem tutaj, a ona nie- ukazał w uśmiechu wgłębienia w policzkach, co w połączeniu z lekkim bujaniem się na piętach wyglądało bardzo uroczo. Przynajmniej zdaniem Emily. -To co, idziemy, czy zostajesz?- spojrzał na blondynkę i wziął od niej walizkę, po czym odszedł w stronę samochodu.
Emily przewróciła tylko oczami, powoli przyzwyczajała się do osobowości blondyna, ale jednak przez większość czasu nadal ją zaskakiwał. Czasami myślała sobie, co będzie jak pozna jego przyjaciół. Z opowiadań Luke' a wie, że są jeszcze gorsi niż on. Oczywiście gorsi w tym dobrym znaczeniu. Blondynka zawsze śmieje się, jak chłopak określa paczkę swoich przyjaciół jako pozytywnie ześwirowanych ludzi.
-Em no chodź!- krzyknął Luke stojący kilka metrów dalej, przy samochodzie.
-Przepraszam zamyśliłam się- podbiegła do towarzysza i wsiadła do czarnego BMW.
Po drodze dwójka blondynów na całe gardło śpiewała Blank Space, co swoją drogą w ogóle nie przypominało śpiewu Taylor Swift, wygłupiając się przy tym niemiłosiernie.
Prawie półgodzinna jazda minęła im bardzo szybko, w końcu w dobrym towarzystwie czas płynie szybciej niż normalnie. Zatrzymali się pod domem Emily, Luke otworzył jej drzwi samochodu i wyjął z bagażnika walizki.
-Dżentelmen z ciebie, Luke. Nie znałam cię od tej strony- droczyła się z niebieskookim.
-Wiele jeszcze o mnie nie wiesz, miśku- mrugnął do niej i poszedł w stronę domu.
Dopiero po dłuższej chwili Emily się otrząsnęła i dogoniła przyjaciela.
-To mi powiedz, Lukey Pookey- uśmiechnęła się do niego złośliwie, wiedząc, jak bardzo tego przezwiska nie lubi. Luke zaczął liczyć do dziesięciu, aby się uspokoić, a Emily prawie tarzała się po ziemi ze śmiechu.
-Dobra, wygrałaś, a teraz otwórz łaskawie drzwi, bo ta walizka jest trochę ciężka- powiedział aż zbyt miłym tonem.
-Przystojne i gniewne- blondynka mamrotała pod nosem, ale otworzyła w końcu drzwi i wpuściła Luke' a do domu.
-Co tam szepczesz?- zapytał, nachylając się nad jej uchem.
-Nic nic Lukey, nic.
*********
Tydzień po niezwykle oczekiwanym przez obojga naszych głównych bohaterów spotkaniu w kawiarni Emily znów wyjechała w podróż. Wprawdzie nie na długo, bo tylko na tydzień, ale chyba taką wycieczkę można już nazwać podróżą. Zresztą nie o tym mowa. Blondynka wyjechała na te kilka dni do Afryki, gdzie miała wspomóc charytatywną organizację swojej mamy.
Tymczasem Luke razem z trójką przyjaciół niezwykle ciężko trenował. Zdarzało się, że spędzali na grze nawet 5 godzin dziennie. Zastanawiacie się pewnie dlaczego. Otóż dostali propozycję zagrania w przerwie meczu piłki nożnej. Występ miał odbyć się za pięć dni, więc chłopcy nie mieli wcale tak dużo czasu. Skupili się w stu procentach na przygotowaniach. Ich rutyną stało się spanie, jedzenie i granie. Nie robili praktycznie nic więcej. Oczywiście Luke utrzymywał kontakt z Emily. Nie mogli bez wspólnych rozmów wytrzymać nawet tych kilku dni. Chłopak zaprosił Em na koncert, dziewczyna bardzo się ucieszyła, że w końcu pozna tą czwórkę utalentowanych przyjaciół, której muzykę nie raz już słyszała, nie mając nawet pojęcia kim są. Emily wracając do domu siedziała w samolocie jak na szpilkach. Nie mogła się doczekać aby zobaczyć się z Lily i razem z nią wybrać się na występ chłopaków. "Fajnie będzie się trochę rozerwać" myślała, a na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Na lotnisku szukała wzrokiem swojej przyjaciółki, która obiecała, że będzie na nią czekać. Nigdzie jednak nie było Lily, na co trochę posmutniała.
-Pewnie zapomniała... No trudno, wrócę sama- powiedziała sama do siebie i w końcu ruszyła w stronę wyjścia z zatłoczonego lotniska. Pech chciał, że nie było żadnej taksówki i musiała czekać aż jakaś się pojawi.
Stała z walizką już od pięciu minut, niecierpliwie tupiąc nogą. Próbowała dodzwonić się do Lily, może jednak by przyjechała po nią, ale brunetka nie odbierała. W pewnym momencie poczuła jak ktoś kładzie jej rękę na oczach, a drugą przytula w talii. Nie wiedziała co się dzieje, ale gdy tylko dotarł do niej zapach męskich perfum pomieszanych lekko z dymem papierosowym, na twarz wkradł się szczery uśmiech.
-Cześć Luke- zaśmiała się i zdjęła rękę chłopaka z oczu.
-Jak się domyśliłaś?- westchnął zawiedziony tym, że nie udało mu się zaskoczyć Emily. W odpowiedzi zobaczył, jak dziewczyna się uśmiecha. W jej oczach widać było iskierki szczęścia i rozbawienia.
-Co tutaj tak właściwie robisz, Luke?- popatrzyła z zaciekawieniem na niego.
-Zabieram cię do domu- odpowiedział, jakby to było coś oczywistego.
-Ale ja czekam na przyjaciółkę, ona...
-Lily nie przyjedzie. Tak, znamy się i nie, to nie przypadek, że jestem tutaj, a ona nie- ukazał w uśmiechu wgłębienia w policzkach, co w połączeniu z lekkim bujaniem się na piętach wyglądało bardzo uroczo. Przynajmniej zdaniem Emily. -To co, idziemy, czy zostajesz?- spojrzał na blondynkę i wziął od niej walizkę, po czym odszedł w stronę samochodu.
Emily przewróciła tylko oczami, powoli przyzwyczajała się do osobowości blondyna, ale jednak przez większość czasu nadal ją zaskakiwał. Czasami myślała sobie, co będzie jak pozna jego przyjaciół. Z opowiadań Luke' a wie, że są jeszcze gorsi niż on. Oczywiście gorsi w tym dobrym znaczeniu. Blondynka zawsze śmieje się, jak chłopak określa paczkę swoich przyjaciół jako pozytywnie ześwirowanych ludzi.
-Em no chodź!- krzyknął Luke stojący kilka metrów dalej, przy samochodzie.
-Przepraszam zamyśliłam się- podbiegła do towarzysza i wsiadła do czarnego BMW.
Po drodze dwójka blondynów na całe gardło śpiewała Blank Space, co swoją drogą w ogóle nie przypominało śpiewu Taylor Swift, wygłupiając się przy tym niemiłosiernie.
Prawie półgodzinna jazda minęła im bardzo szybko, w końcu w dobrym towarzystwie czas płynie szybciej niż normalnie. Zatrzymali się pod domem Emily, Luke otworzył jej drzwi samochodu i wyjął z bagażnika walizki.
-Dżentelmen z ciebie, Luke. Nie znałam cię od tej strony- droczyła się z niebieskookim.
-Wiele jeszcze o mnie nie wiesz, miśku- mrugnął do niej i poszedł w stronę domu.
Dopiero po dłuższej chwili Emily się otrząsnęła i dogoniła przyjaciela.
-To mi powiedz, Lukey Pookey- uśmiechnęła się do niego złośliwie, wiedząc, jak bardzo tego przezwiska nie lubi. Luke zaczął liczyć do dziesięciu, aby się uspokoić, a Emily prawie tarzała się po ziemi ze śmiechu.
-Dobra, wygrałaś, a teraz otwórz łaskawie drzwi, bo ta walizka jest trochę ciężka- powiedział aż zbyt miłym tonem.
-Przystojne i gniewne- blondynka mamrotała pod nosem, ale otworzyła w końcu drzwi i wpuściła Luke' a do domu.
-Co tam szepczesz?- zapytał, nachylając się nad jej uchem.
-Nic nic Lukey, nic.
środa, 8 października 2014
#5 It will be the best year of my life
Tydzień po pamiętnym spotkaniu dwójki blondynów w parku, Emily nadal nie otrzymała żadnej wiadomości od Luke' a. Nie napisał. Nie zadzwonił. A ona powoli traciła nadzieję, że jeszcze się spotkają.
Tego dnia Brooke miała kontrolę w szpitalu. Wstała wcześnie, bo kilka minut po 7.00. Wzięła prysznic, ubrała się i usiadła na kanapie włączając telewizor. Narzekała, że nie może nic zjeść dopóki nie wróci od lekarza, ale cóż, doskonale wiedziała, że to konieczne. Skacząc po przeróżnych kanałach, trafiła na film. "The Last Song"* był jej ulubionym. Zapatrzona w ekran telewizora, nie zauważyła, że dochodzi już 11.00. Szybko zerwała się z kanapy i pobiegła na korytarz aby założyć buty. Wciągnęła trampki na nogi i już miała wychodzić, gdy usłyszała piknięcie dochodzące z jej torebki, które oznaczało, że dostała sms-a. Wyjęła telefon i odczytała wiadomość.
od: nieznany
To ja, Luke, pamiętasz mnie jeszcze? :) może chciałabyś wyskoczyć na kawę?
Możecie się domyśleć, że blondynka była wniebowzięta. Natychmiast zapisała sobie numer Hemmings' a i zabrała się za wystukiwanie odpowiedzi.
do: Luke
jasne że pamiętam :) teraz nie mogę, jadę do centrum
Nie mogła przecież powiedzieć prawdy, że wybiera się do szpitala, jeśli chciała uniknąć pytań "po co?" "dlaczego?" "coś ci się stało?".
od: Luke
nie chcę się narzucać, ale w takim razie może pomógłbym nosić Ci zakupy? xx
Nie pomyślała o tym, i co teraz ma mu powiedzieć?
do: Luke
chętnie, ale może innym razem, teraz mam coś ważnego do załatwienia, ok? :) może być jutro x
od: Luke
w porządku, to może o 12.00 w Starbucks Coffe? :D
do: Luke
Ok, na pewno będę, do zobaczenia xx
Schowała telefon i z prędkością światła wyszła z domu, za 45 minut miała wizytę, a dojechanie do szpitala zajmuje prawie godzinę. Kiedy taksówka zaparkowała pod dużym białym budynkiem, wręczyła odpowiednią sumę pieniędzy kierowcy i pobiegła do recepcji. Miła starsza pani od razu ją wpuściła mówiąc, że doktor Green czeka w gabinecie. Blondynka podeszła do windy, ale zdecydowała, że schodami będzie szybciej, więc pobiegła na drugie piętro i stanęła przed drzwiami, na których było napisane dr.Julie Green. Popchnęła je i weszła do środka. Uśmiechnęła się do kobiety w średnim wieku, która odwzajemniła gest.
-Cześć Julie, dawno cię nie widziałam- dziewczyna zwracała się do niej po imieniu, gdyż z powodu licznych wizyt tutaj, zdążyły się zaprzyjaźnić.
-To raczej dobrze, nie uważasz?- wybuchły śmiechem.- Teraz idź przygotuj się do badań, za chwilę pójdziemy na salę.
Emily odłożyła torbę i ruszyła za Julie do pomieszczenia, gdzie zawsze miała robione badania. Zdjęła bluzkę i położyła się na szpitalnym łóżku. Green posmarowała jej brzuch żelem i zaczęła robić USG. Po skończonych badaniach udały się z powrotem do gabinetu doktor w celu obejrzenia wyników. Kobieta przeanalizowała wszystkie kartki i pobladła. Spojrzała na Brooke słabo się uśmiechając. Niebieskooka patrzyła na nią wyczekująco.
-Emily, został ci najwyżej rok, tak mi przykro- rozpłakała się, chowając twarz w dłoniach. Blondynka podeszła i przytuliła, starając się ją uspokoić.
-Spokojnie, przecież rok to dużo czasu- uśmiechnęła się pocieszająco.
-Nie rozumiesz, ataki bólu będą silniejsze i częstsze niż do tej pory. Trudno będzie ci to wytrzymać, Em, boję się o ciebie- mówiła, patrząc na 18-latkę.
-Masz rację, to nie będzie zwykły rok. To będzie najlepszy rok mojego życia. Poradzę sobie, Julie, jestem już dużą dziewczynką.
Nareszcie osiągnęła swój cel. Na zapłakanej twarzy 45-latki zagościł szczery uśmiech. Była dumna z Emily, że tak dobrze znosiła chorobę i nie poddała się.
Kiedy Brooke opuszczała gabinet, kobieta po raz kolejny przypomniała jej o tym, aby zawsze nosiła przy sobie leki, które jej przepisała. Na kolejną wizytę umówiły się za dwa tygodnie.
Luke wychodził właśnie z osiedla Calum' a, kiedy dostrzegł pod sąsiednim blokiem dziewczynę, dla której stracił głowę. Tą samą, którą po raz pierwszy spotkał na ulicy przy kawiarni Starbucks Coffe. Zobaczył Emily. Uśmiechnął się kiedy blondynka z poirytowaniem kopnęła w drzwi bloku, po raz kolejny wywracając wszystko w torebce w poszukiwaniu kluczy. Nie można powiedzieć, że dziewczyna nie przejęła się informacją o tym, iż jej choroba wchodzi w ostatnie stadium, bo kto by tego nie zrobił, ale była na to przygotowana. Wiedziała, że prędzej, czy później nadejdzie taki dzień, kiedy usłyszy te słowa "został ci najwyżej rok życia". Teraz po prostu chciała korzystać z życia i nie przejmować się, że ma na to tylko niewiele ponad 300 dni.
Hemmings podszedł do niej powoli, jednak blondynka nie zauważyła go. Nadal szeptała pod nosem chyba wszystkie znane jej przekleństwa, które kierowała prawdopodobnie do kluczy.
-Hej, spokojnie- ze śmiechem powiedział Luke. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z obecności kogokolwiek, więc podskoczyła zaskoczona.
-Jestem aż taki straszny?- udał zasmuconego, przez co wywołał uśmiech na promiennej twarzy Emily.
-Nie, po prostu nie zauważyłam cię. Co tu robisz?- zadała pytanie zaciekawiona.
-Wracam od kumpla- odparł, kciukiem wskazując blok za sobą.- A ty?- dodał jeszcze.
-Mieszkam tu.
-Dziwne...- mówił bardziej do siebie niż do niej- chodzi mi o to, że nigdy cię tu nie widziałem- powiedział już głośniej.
-To całkiem możliwe, wiesz, ja często wyjeżdżam- lekko się uśmiechnęła.
-Pogadałbym z tobą jeszcze chwilę, ale spieszę się, muszę kupić coś do jedzenia, bo umrę jak nie zjem kolacji- złapał się ręką za brzuch, swoją drogą idealnie wyrzeźbiony, co podkreślała koszulka, którą miał na sobie, po czym oboje się roześmiali.
-Jasne, to widzimy się jutro na kawie?
-Tak, tylko nie zapomnij- wyszczerzył zęby w uśmiechu i odszedł.
Emily natomiast w końcu znalazła klucze i weszła do mieszkania z zamiarem posprzątania w nim. Nakarmiła tylko kota i przy głośnej muzyce zabrała się za porządki.
Whenever I close my eyes, I picture you there
I'm looking out at the crowd, you're everywhere**
*********
* "Ostatnia piosenka"
**Kiedy tylko zamykam oczy, wyobrażam sobie ciebie
Patrzę na tłum, ty jesteś wszędzie ~One Direction "Back for you"
Piszcie komentarze, moim zdaniem rozdział wyszedł całkiem długi :) Do następnego Miśki xx
wtorek, 7 października 2014
#4 I can't get you out of my head
Luke razem z Emily wyszedł z parku, idąc w stronę centrum miasta. Obiecał blondynce, że odprowadzi ją do Lily, a ona bez zastanowienia zgodziła się. Dwójka nastolatków bardzo szybko znalazła wspólny język. Teraz szli chodnikiem, nieustannie się śmiejąc, nie zważając na krzywe spojrzenia niektórych przechodniów. Brooke kroczyła dumnie po dość wysokim murku, a Hemmings delikatnie podtrzymywał ją, chroniąc przed upadkiem. Był zachwycony jej osobą. Nie znał wielu takich ludzi, którzy w każdej sytuacji umieliby dostrzec pozytywne szczegóły. Nikt nie umiał korzystać z życia w taki sposób jak ona. W dodatku, według niego, wyglądała jak Anioł. Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Chociaż wszyscy dobrze wiemy, że wcale nie chciał.
Odczucia Emily po poznaniu Luke' a były podobne. Czuła, że w duszy tego uroczego blondyna kryje się wielkie serce. Biło od niego ciepło i dobroć, a w oczach dostrzegała wieczne iskierki szczęścia, które wydawały się nigdy nie gasnąć.
Nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się pod właściwym blokiem. Już mieli się żegnać, gdy Hemmings odwrócił się do blondynki i poprosił o numer telefonu.
-Jasne, proszę- odpowiedziała Em, z uśmiechem podając mu kartkę z zapisanym szeregiem cyferek.
-Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy- ukazał białe zęby w szczerym uśmiechu.
-Byłoby miło- lekko zarumieniona odpowiedziała chłopakowi.
Luke widząc jej zakłopotanie zachichotał cicho i dodał tylko:
-Ślicznie się rumienisz- i odszedł.
Emily nadal uśmiechnięta zadzwoniła dzwonkiem do drzwi mieszkania Lily, a dziewczyna otworzyła jej po niespełna minucie, co swoją drogą było bardzo dziwne. Brunetka zmierzyła przyjaciółkę wzrokiem i z miną "dlaczego nie powiedziałaś mi o swoim chłopaku".
Ems wywróciła oczami i przepchnęła się do salonu, uprzednio zostawiając gitarę w korytarzu. Rzuciła się na kanapę i wzięła do ręki pilot. Zaczęła skakać po kanałach, aż w końcu trafiła na MTV. Zwiększyła głośność i palcami wygrywała rytm piosenki na oparciu kanapy. Chwilę później Lily weszła do pomieszczenia, trzymając w rękach dwa kubki z kakaem, z nad których unosiła się delikatna para i przyjemny słodki zapach. Usiadła naprzeciw Emily, krzyżując nogi. Podała jej jeden z kubków, który z resztą był ulubionym blondynki. Upiła łyk gorącego płynu i zaczęła rozmowę.
-Od kiedy masz chłopaka- brunetka zabawnie poruszyła brwiami, a niebieskooka niemalże zakrztusiła się słodkim kakaem.
-Nie mam chłopaka- odparła po chwili kręcąc głową.
-Chcesz powiedzieć że ten wysoki blondyn, który cię odprowadził to nie twój chłopak?- zmarszczyła czoło w geście niezrozumienia.
-Nie. Szczerze mówiąc widziałam go drugi raz w życiu i...- zawahała się Emily.
-I co?- zielonooka uniosła jedną brew patrząc na przyjaciółkę wyczekującym wzrokiem.- I całkowicie zawrócił ci w głowie, tak?- zapytała.
I miała rację. Emily, Emily Brooke, wiecznie uśmiechnięta dziewczyna, która nigdy nie zwracała uwagi na chłopaków... Nie, to źle powiedziane. Kilka razy ktoś jej się spodobał, ale nigdy nie angażowała się w coś więcej ze względu na swoją chorobę. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Nawet w Niebie nie zniosłaby cierpienia bliskich z jej powodu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie uniknie tego, jednak wolała nie zwiększać liczby takowych osób. A więc Emily, Emily Brooke, ta szalona dziewczyna, która korzystała z życia, wiedząc, że nie zdąży już wielu rzeczy powtórzyć, dziewczyna, która nie przejmowała się opinią innych, po prostu bawiła się jak chciała i kiedy chciała, nie wiedziała co powiedzieć. Pytanie, a raczej stwierdzenie Lily dotyczące Luke' a, wprawiło ją w totalne osłupienie. Zdobyła się jednak na odwagę i postanowiła powiedzieć brunetce wszystko.
-Nie, po prostu... Bije od niego niesamowita dobroć, coś mnie do niego ciągnie. Nie wiem co, ale ten sposób, w jaki przygryza usta, sposób, w jaki się uśmiecha, ukazując dołeczki w policzkach... kolczyk w jego wardze, i oczy, mają kolor oceanu, można by w nich utonąć.
-Podoba ci się- dobitnie stwierdziła Lily.
Emily chciała się bronić, jednak wiedziała, że zielonooka ma rację. Cholerną rację. Była całkiem zauroczona niebieskookim blondynem. Luke' iem Hemmings' em.
***
Luke postanowił od razu po próbie wrócić do domu. Skończyli dzisiaj wcześniej, ponieważ właśnie Hemmo nie mógł się skoncentrować. W myślach cały czas widział piękne niebieskie oczy blondynki. Nadal słyszał jej perlisty śmiech. Pamiętał jej optymistyczne usposobienie i spojrzenie na świat. Najprościej mówiąc, nie mógł wyrzucić jej z głowy, zajmowała wszystkie jego myśli. Potocznie wszyscy nazywają to chyba zauroczeniem, mam rację?
Ever since the day that we met
I couldn' t get you out of my head
There was always something about you
Czuł, że ta dziewczyna zajmie ważne miejsce w jego życiu, i sercu, ale nie wiedział jak ta historia się skończy... Jak skończy się ICH historia.
Wanted to tell you
What I feel inside
Don' t wanna hurt you
I' ll make you feel alright
I szczerze mówiąc, nawet ja tego nie wiem.
*********
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Miśki moje, wiem, że rozdział mi kompletnie nie wyszedł :( Można powiedzieć, że moja wena jest w stanie krytycznym, męczyłam się, żeby napisać ten rozdział chyba tydzień! Proszę każdego, kto to przeczytał, żeby skomentował chociaż jednym słowem albo kropką. Bo nie wiem czy mam dla kogo pisać ;/
środa, 17 września 2014
#3 Lukey fell in love, it' s so cute
Czytajcie notkę pod rozdziałem! To tylko kilka sekund :) PIOSENKA na dziś omomom *-*
Calum wszedł do kuchni, usiadł naprzeciwko Hemmings' a i podparł brodę na dłoni, wyczekująco patrząc na blondyna.
-No, wyduś to z siebie Cal- chłopak posłał mu delikatny uśmiech.
-Ok Lukey Pookie, mów co to była za dziewczyna- zabawnie poruszył brwiami brunet.
-Jaka dziewczyna- nerwowo odpowiedział, unikając wzroku przyjaciela.
-Oj Luke, mały głupiutki Luke. Jeśli nie dziewczyna, to jaki był powód twojego spóźnienia?- znowu znacząco uniósł brwi, na co Hemmo wywrócił oczami z cieniem uśmiechu na twarzy.
-Jak ma na imię?- dobitnie spytał Hood. Luke natychmiast posmutniał i spuścił głowę, obracając w rękach puszkę Coli.
-Nie wiem- wyszeptał.
-CO?!- Calum i Luke odwrócili zdezorientowani głowy w stronę drzwi. Tam zobaczyli leżących na podłodze Ashton' a i Mike' a. Warto nadmienić, że ta dwójka poszła w stronę kuchni zaraz za brunetem. Cały czas stali w drzwiach przysłuchując się rozmowie i korzystając z tego, że nikt ich nie widzi. A kiedy usłyszeli, że Luke nie zapytał dziewczyny o imię, po prostu upadli z wrażenia.
-Co tu robicie?- odezwał się Calum.
-Eeeee, przyszliśmy coś zjeść/ przyszliśmy zrobić obiad- obaj powiedzieli w tym samym czasie dwie różne rzeczy i posłali sobie piorunujące spojrzenia.
-Naprawdę Ashton? Przecież nie umiesz gotować- westchnął Hemmings po czym wyszedł z kuchni. Kilka sekund później odgłos zamykanych drzwi oznajmił im, że blondyn opuścił mieszkanie. Nagle chłopcy usłyszeli ciche pociągnięcie nosem. Ich wzrok padł na Irwina, który był źródłem tego dźwięku. Ash miał w oczach łzy.
-Lukey się zakochał, to takie urocze- wyszlochał.
Calum sięgnął po chusteczkę i podał mu ją.
-Masz stary, wypłacz się- poklepał Ashtona po ramieniu.
Natomiast Michael nadal leżał na podłodze. Zasnął.
Wróćmy do Luke' a, który chwilę temu opuścił przyjaciół, wychodząc z mieszkania. Blondyn sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Przed oczami cały czas miał obraz uśmiechniętej dziewczyny. W głębi duszy bardzo chciał znów ją spotkać. Po wyjściu z budynku szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na nic wokół niego. Nie zauważył nawet kiedy wrócił do domu, zjadł kolację, a potem wpadł w objęcia Morfeusza.
Następnego dnia Emily obudziła się dość wcześnie, jak na nią, bo o 9.00. Zmusiła się do opuszczenia łóżka i zrobienia sobie naleśników. Po zjedzonym śniadaniu postanowiła pójść w miejsce, które odkryła kilka lat temu. Miejsce, o którym nie wie nawet Lily. Miejsce, w które nikt nie przychodzi. Miejsce, gdzie jest cisza i spokój, a natłok myśli uspokaja delikatny szum strumyka. Ubrała się, a włosy upięła w niechlujnego koka. Zabrała tylko klucze od mieszkania i gitarę. Lekko zaspana, ale z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę parku.
Niebieskooki blondyn obudził się obolały na fotelu. Widocznie zasnął oglądając wczoraj wieczorem film. Przetarł rękoma oczy i wstał z zamiarem pójścia pod prysznic. Po odświeżeniu się zjadł tosty, wypił kawę i ubrał się w czyste ciuchy. Wszedł do salonu i chciał posprzątać naczynia po wczorajszej kolacji. Jednak stanął w progu gdy tylko zobaczył na kanapie uśmiechniętego od ucha do ucha Ashtona.
-A ty co tu robisz?- zapytał nadal lekko zszokowany.
-Hmm wydaje mi się, że siedzę- Luke wywrócił oczami słysząc ten jego chichot.- A tak poważnie to chciałem zobaczyć czy nie masz czegoś dobrego na śniadanie. Calum z Mike' iem wszystko zjedli- wyjaśnił.
-Jest pełna lodówka- westchnął Hemmo, a Ash z prędkością światła znalazł się w kuchni.- Ja idę się przejść- krzyknął jeszcze do przyjaciela, biorąc do ręki gitarę. Tamten odburknął coś w odpowiedzi zajadając się kanapkami.
Hemmings wiedział, gdzie chce iść aby uspokoić myśli. I miał przeczucie, że coś się tam wydarzy...
Emily siedziała w parku na trawie i próbowała ułożyć melodię do tekstu, który niedawno napisała. Musiała jednak przyznać, że szło jej jak po grudzie. Od wczoraj nie mogła zebrać myśli.
-Co się ze mną dzieje? Nie mam melodii, brakuje mi ostatniej zwrotki, nic mi nie wychodzi- mówiła do siebie, z bezsilności opadając na ziemię.
Tymczasem Luke szedł ulicami Londynu, aż trafił w miejsce, które odkrył tydzień temu. Wszedł do parku, gdzie nie było nikogo oprócz starszej pani wyprowadzającej 3 psy. Nie zdziwiło go to. O tej godzinie wszyscy pracowali lub byli w szkole. Jednak to nie park był jego celem. Doszedł do dużego, starego drzewa, za którym była gęsta ściana krzaków. Przeszedł przez nią i znalazł się na polanie. Idealną ciszę przerywał tylko cichy odgłos płynącej wody. Przynajmniej na początku tak mu się wydawało. Po chwili usłyszał coś jeszcze. Usłyszał dźwięki szarpanych lekko strun gitary. Wzrokiem powędrował w kierunku źródła melodii. Był szczerze zdziwiony, gdy zobaczył leżącą na trawie blondynkę, a obok niej gitarę. Myślał, że nikt nie wie o tym miejscu. Był tego nawet pewien. Wciąż zaskoczony podszedł bliżej w stronę dziewczyny.
Emily usłyszała za sobą czyjeś ciche kroki. Odwróciła się w tamtą stronę i jej usta utworzyły kształt literki "o". Powodem zdziwienia był nie tylko fakt, iż ktoś oprócz niej tu przychodzi, ale także fakt, że tą osobą jest ten sam uroczy chłopak, na którego wpadła przed kawiarnią. Pewnie siedziałaby tak w zamyśleniu o wiele dłużej, gdyby blondyn nie odważyłby się podejść jeszcze bliżej. Ukucnął przy Emily i uśmiechnął się, tym samym ukazując dwa wgłębienia w policzkach.
-Jestem Luke- powiedział, podając dziewczynie rękę.
-Emily- uścisnęła ją również się uśmiechając.
Hemmings podciągnął ją do góry tak, że teraz oboje stali. Em postanowiła ponownie przerwać niezręczną ciszę.
-Jak się tu znalazłeś?- zapytała.
-Trafiłem w to miejsce przez przypadek, dwa tygodnie temu.
-Pięknie tu, prawda?
-Tak, lubię tu przychodzić...- odpowiedział, nie odrywając wzroku od Em.
-Zagrasz coś?- spojrzała na Luke' a.
-Na czym?- odparł zdezorientowany.
-Na plecach masz gitarę- zdziwiła się Emily.
-Ah no tak...- chłopak wyraźnie się zawstydził i spuścił wzrok, rumieniąc się.
-Oj no graj, nie wstydź się mnie- perliście zaśmiała się blondynka, zachęcając chłopaka do wyjęcia gitary.
Po chwili przyłożył już palce do gryfu i zaczął lekko szarpać struny instrumentu. Oboje nastolatków pochłonęła muzyka. Kiedy Luke zaczął śpiewać, Emily całkiem utonęła w jego oczach i odpłynęła po ich bezkresnym oceanie. Nie zauważyła nawet kiedy skończył grać. Nadal przypatrywali się sobie jakby próbowali zapamiętać każdy detal swoich twarzy. Próbowali odwrócić wzrok, ale nie mogli. A może wcale nie chcieli...
Już wtedy wiedzieli że ich znajomość nie prędko się skończy. Nie wiedzieli jednak, że zmieni się w coś tak niezwykłego, tak magicznego, tak... nieprawdopodobnego.
*********
UGH! następny beznadziejny rozdział .-. próbuję opisać romantyczny moment, ale sami widzicie, że kompletnie mi to nie wychodzi ;-; "bezkresny ocean jego oczu" nie no LEŻĘ głupszego tekstu nie mogłam wymyślić... ale zostawię Wam opinię, piszcie komentarze, chcę wiedzieć ile osób to czyta. Jeśli podoba Wam się opowiadanie, polecajcie je innym, zależy mi na tym :) to do następnego Miśki xx
Calum wszedł do kuchni, usiadł naprzeciwko Hemmings' a i podparł brodę na dłoni, wyczekująco patrząc na blondyna.
-No, wyduś to z siebie Cal- chłopak posłał mu delikatny uśmiech.
-Ok Lukey Pookie, mów co to była za dziewczyna- zabawnie poruszył brwiami brunet.
-Jaka dziewczyna- nerwowo odpowiedział, unikając wzroku przyjaciela.
-Oj Luke, mały głupiutki Luke. Jeśli nie dziewczyna, to jaki był powód twojego spóźnienia?- znowu znacząco uniósł brwi, na co Hemmo wywrócił oczami z cieniem uśmiechu na twarzy.
-Jak ma na imię?- dobitnie spytał Hood. Luke natychmiast posmutniał i spuścił głowę, obracając w rękach puszkę Coli.
-Nie wiem- wyszeptał.
-CO?!- Calum i Luke odwrócili zdezorientowani głowy w stronę drzwi. Tam zobaczyli leżących na podłodze Ashton' a i Mike' a. Warto nadmienić, że ta dwójka poszła w stronę kuchni zaraz za brunetem. Cały czas stali w drzwiach przysłuchując się rozmowie i korzystając z tego, że nikt ich nie widzi. A kiedy usłyszeli, że Luke nie zapytał dziewczyny o imię, po prostu upadli z wrażenia.
-Co tu robicie?- odezwał się Calum.
-Eeeee, przyszliśmy coś zjeść/ przyszliśmy zrobić obiad- obaj powiedzieli w tym samym czasie dwie różne rzeczy i posłali sobie piorunujące spojrzenia.
-Naprawdę Ashton? Przecież nie umiesz gotować- westchnął Hemmings po czym wyszedł z kuchni. Kilka sekund później odgłos zamykanych drzwi oznajmił im, że blondyn opuścił mieszkanie. Nagle chłopcy usłyszeli ciche pociągnięcie nosem. Ich wzrok padł na Irwina, który był źródłem tego dźwięku. Ash miał w oczach łzy.
-Lukey się zakochał, to takie urocze- wyszlochał.
Calum sięgnął po chusteczkę i podał mu ją.
-Masz stary, wypłacz się- poklepał Ashtona po ramieniu.
Natomiast Michael nadal leżał na podłodze. Zasnął.
Wróćmy do Luke' a, który chwilę temu opuścił przyjaciół, wychodząc z mieszkania. Blondyn sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Przed oczami cały czas miał obraz uśmiechniętej dziewczyny. W głębi duszy bardzo chciał znów ją spotkać. Po wyjściu z budynku szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na nic wokół niego. Nie zauważył nawet kiedy wrócił do domu, zjadł kolację, a potem wpadł w objęcia Morfeusza.
Następnego dnia Emily obudziła się dość wcześnie, jak na nią, bo o 9.00. Zmusiła się do opuszczenia łóżka i zrobienia sobie naleśników. Po zjedzonym śniadaniu postanowiła pójść w miejsce, które odkryła kilka lat temu. Miejsce, o którym nie wie nawet Lily. Miejsce, w które nikt nie przychodzi. Miejsce, gdzie jest cisza i spokój, a natłok myśli uspokaja delikatny szum strumyka. Ubrała się, a włosy upięła w niechlujnego koka. Zabrała tylko klucze od mieszkania i gitarę. Lekko zaspana, ale z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę parku.
Niebieskooki blondyn obudził się obolały na fotelu. Widocznie zasnął oglądając wczoraj wieczorem film. Przetarł rękoma oczy i wstał z zamiarem pójścia pod prysznic. Po odświeżeniu się zjadł tosty, wypił kawę i ubrał się w czyste ciuchy. Wszedł do salonu i chciał posprzątać naczynia po wczorajszej kolacji. Jednak stanął w progu gdy tylko zobaczył na kanapie uśmiechniętego od ucha do ucha Ashtona.
-A ty co tu robisz?- zapytał nadal lekko zszokowany.
-Hmm wydaje mi się, że siedzę- Luke wywrócił oczami słysząc ten jego chichot.- A tak poważnie to chciałem zobaczyć czy nie masz czegoś dobrego na śniadanie. Calum z Mike' iem wszystko zjedli- wyjaśnił.
-Jest pełna lodówka- westchnął Hemmo, a Ash z prędkością światła znalazł się w kuchni.- Ja idę się przejść- krzyknął jeszcze do przyjaciela, biorąc do ręki gitarę. Tamten odburknął coś w odpowiedzi zajadając się kanapkami.
Hemmings wiedział, gdzie chce iść aby uspokoić myśli. I miał przeczucie, że coś się tam wydarzy...
Emily siedziała w parku na trawie i próbowała ułożyć melodię do tekstu, który niedawno napisała. Musiała jednak przyznać, że szło jej jak po grudzie. Od wczoraj nie mogła zebrać myśli.
-Co się ze mną dzieje? Nie mam melodii, brakuje mi ostatniej zwrotki, nic mi nie wychodzi- mówiła do siebie, z bezsilności opadając na ziemię.
Tymczasem Luke szedł ulicami Londynu, aż trafił w miejsce, które odkrył tydzień temu. Wszedł do parku, gdzie nie było nikogo oprócz starszej pani wyprowadzającej 3 psy. Nie zdziwiło go to. O tej godzinie wszyscy pracowali lub byli w szkole. Jednak to nie park był jego celem. Doszedł do dużego, starego drzewa, za którym była gęsta ściana krzaków. Przeszedł przez nią i znalazł się na polanie. Idealną ciszę przerywał tylko cichy odgłos płynącej wody. Przynajmniej na początku tak mu się wydawało. Po chwili usłyszał coś jeszcze. Usłyszał dźwięki szarpanych lekko strun gitary. Wzrokiem powędrował w kierunku źródła melodii. Był szczerze zdziwiony, gdy zobaczył leżącą na trawie blondynkę, a obok niej gitarę. Myślał, że nikt nie wie o tym miejscu. Był tego nawet pewien. Wciąż zaskoczony podszedł bliżej w stronę dziewczyny.
Emily usłyszała za sobą czyjeś ciche kroki. Odwróciła się w tamtą stronę i jej usta utworzyły kształt literki "o". Powodem zdziwienia był nie tylko fakt, iż ktoś oprócz niej tu przychodzi, ale także fakt, że tą osobą jest ten sam uroczy chłopak, na którego wpadła przed kawiarnią. Pewnie siedziałaby tak w zamyśleniu o wiele dłużej, gdyby blondyn nie odważyłby się podejść jeszcze bliżej. Ukucnął przy Emily i uśmiechnął się, tym samym ukazując dwa wgłębienia w policzkach.
-Jestem Luke- powiedział, podając dziewczynie rękę.
-Emily- uścisnęła ją również się uśmiechając.
Hemmings podciągnął ją do góry tak, że teraz oboje stali. Em postanowiła ponownie przerwać niezręczną ciszę.
-Jak się tu znalazłeś?- zapytała.
-Trafiłem w to miejsce przez przypadek, dwa tygodnie temu.
-Pięknie tu, prawda?
-Tak, lubię tu przychodzić...- odpowiedział, nie odrywając wzroku od Em.
-Zagrasz coś?- spojrzała na Luke' a.
-Na czym?- odparł zdezorientowany.
-Na plecach masz gitarę- zdziwiła się Emily.
-Ah no tak...- chłopak wyraźnie się zawstydził i spuścił wzrok, rumieniąc się.
-Oj no graj, nie wstydź się mnie- perliście zaśmiała się blondynka, zachęcając chłopaka do wyjęcia gitary.
Po chwili przyłożył już palce do gryfu i zaczął lekko szarpać struny instrumentu. Oboje nastolatków pochłonęła muzyka. Kiedy Luke zaczął śpiewać, Emily całkiem utonęła w jego oczach i odpłynęła po ich bezkresnym oceanie. Nie zauważyła nawet kiedy skończył grać. Nadal przypatrywali się sobie jakby próbowali zapamiętać każdy detal swoich twarzy. Próbowali odwrócić wzrok, ale nie mogli. A może wcale nie chcieli...
Już wtedy wiedzieli że ich znajomość nie prędko się skończy. Nie wiedzieli jednak, że zmieni się w coś tak niezwykłego, tak magicznego, tak... nieprawdopodobnego.
*********
UGH! następny beznadziejny rozdział .-. próbuję opisać romantyczny moment, ale sami widzicie, że kompletnie mi to nie wychodzi ;-; "bezkresny ocean jego oczu" nie no LEŻĘ głupszego tekstu nie mogłam wymyślić... ale zostawię Wam opinię, piszcie komentarze, chcę wiedzieć ile osób to czyta. Jeśli podoba Wam się opowiadanie, polecajcie je innym, zależy mi na tym :) to do następnego Miśki xx
niedziela, 14 września 2014
#2 I can' t stop thinking about you
Z góry przepraszam za błędy, ale rozdział nie był sprawdzany.
*********
Doszedł na zadbane osiedle, od razu wzrokiem odnajdując odpowiedni blok. Gościł u Caluma już nie raz, tak samo jak i u reszty chłopaków. Każdy z nich miał również klucze do wszystkich czterech mieszkań. Niebieskooki wbiegł po schodach na ostatnie piętro, otworzył drzwi do odpowiedniego mieszkania i z impetem wpadł do salonu, mając świadomość, że jest nieźle spóźniony. Nie zdążył nic powiedzieć, bo natychmiast ktoś rzucił się na niego, tym samym przewracając ich obu. Następnie bez skrupułów usiadł mu na brzuchu, patrząc pytająco. Jego mina była tak zabawna, że ledwo blondyn dusił w sobie śmiech.
-Stary, ja rozumiem, że się cieszysz, ale mógłbyś już ze mnie zejść- mruknął rozbawiony.
Cal naburmuszony wstał z miną małego dziecka, które nie dostało lizaka. Najstarszy z nich już tarzał się po podłodze ze śmiechu, a Michael patrzył na całą trójkę z politowaniem. Po chwili jednak już wszyscy dołączyli do Ashtona. Luke z trudem przerwał przyjaciołom nagły napad głupawki. Jemu samemu uspokojenie się przyszło dość łatwo, ku zdziwieniu wszystkich.
-Dobra chłopaki, to co dzisiaj gramy?- zaczął z uśmiechem temat, ochoczo klaszcząc w dłonie.
Jednak mina mu zrzedła na widok spojrzeń pozostałych. W duszy czuł, że będzie zmuszony do wysłuchania swojego rodzaju kazania. Przewrócił teatralnie oczami i spojrzał pytająco na lekko zdenerwowanego Ashtona, Michaela i Caluma. Mimo wszystko ciepło rozlewało się po jego ciele, gdy uświadamiał sobie, że przyjaciele się tak martwią o najmłodszego z całej czwórki blondyna. Od dawna są dla siebie jak bracia, jak rodzina. Mówią sobie wszystko i w każdej chwili mogą na siebie liczyć. A największe, co ich łączyło, to wspólna pasja- muzyka.
"Wykład" postanowił rozpocząć Ashton.
-Mam do ciebie jedno małe pytanie, Lukey... Co ty sobie wyobrażasz?! Zdajesz sobie sprawę, ile czasu się spóźniłeś?!
-Próbę możemy zacząć później, ale to nie o to chodzi!- wtrącił się Mike.- Przecież my się martwimy młody- powiedział już spokojnie, podchodząc do Hemmingsa i czochrając jego postawione włosy. Ten posłał mu piorunujące spojrzenie, gdyż od zawsze miał problemy z ułożeniem fryzury. Dlatego też nie lubił, gdy ktoś ich dotykał. Michael tylko zaśmiał się pod nosem i powrócił na kanapę, rozkładając się na niej wygodnie. Calum tylko wydał z siebie westchnięcie, a potem spojrzał na Luke' a tajemniczo. W jego oczach można było zauważyć iskierki radości, gdy powoli zaczął podchodzić do blondyna. Uśmiechnął się szeroko i po raz drugi tego dnia skoczył na zdezorientowanego przyjaciela. Razem przewrócili się, a potem Hood zaczął szybko uciekać przed Luke' iem, który gonił go po mieszkaniu z buteleczką damskich perfum, które swoją drogą nie wiem skąd wytrzasnął... Ale w końcu to Hemmings. Spodziewać się po nim można prawie wszystkiego. Prawie, bo nikt nigdy nie uwierzy, że mógłby odmówić naleśników, które robi Mike. No, a wracając do pościgu z perfumami, wyglądało to tak: Cal uciekał po całym mieszkaniu krzycząc:
-Nie! Ja chcę pachnieć jak kowboj! Nie jak truskawka! Luke, błagam!
Hemmo gonił go z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy i fiolką perfum.
Michael nie wiadomo kiedy, jak i gdzie zrobił sobie popcorn, a teraz siedział w fotelu z przejęciem obserwując wymienioną dwójkę. A Ash... właśnie, Ash. Irwin zwijał się na kanapie ze śmiechu. Jak to Irwin.
Tymczasem Emily właśnie wyszła z galerii obładowana kilkoma kolorowymi torbami. Nie przepadała za zakupami, ale później zawsze cieszyła się z nabytych rzeczy. Postanowiła do domu wrócić pieszo, bo ubrania nie były zbyt ciężkie, a nie miała bardzo daleko do mieszkania. Gdy tak szła, rozmyślała o spotkanym dziś na ulicy chłopaku. Blondynka nigdy nie bawiła się w związki, nie starała się szukać miłości. Nie była bowiem osobą, która lubi patrzeć na cierpienie innych. I nie chciała, by ktokolwiek tak się czuł po jej odejściu. Jednak osoba niebieskookiego ciekawiła ją jak nikt inny. Jego spojrzenie, niczym głębia oceanu, albo niekończące się niebo... Ono nie było jedyną tego przyczyną. Kolczyk w wardze, urocze wgłębienia w policzkach. Całość składała się na słodkiego nastolatka, od którego niemalże wyczuwalnie biła radość, ciepło i niespotykana dobroć. Mogłoby się wydawać, że chłopak nie miałby serca skrzywdzić nawet muchy.
Brooke doszła na swoje osiedle i od razu do jej uszu dobiegły dźwięki muzyki. Nie znała tej piosenki, ale spodobała jej się. Dziewczyna słyszała jak ktoś gra, ilekroć tylko była w domu. Musiała przyznać, że osoby, które śpiewały dwa bloki obok miały piękne głosy. Można by słuchać ich bez przerwy. Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Na twarzy blondynki wymalowało się rozczarowanie. Miała ochotę jeszcze chwilę posłuchać kojących jej uszy dźwięków. Ponownie chwyciła torby z zakupami i weszła po schodach do swojego mieszkania, gdzie od razu rozpakowała nowe ubrania i ułożyła je w szafie. Kiedy skończyła, zaczynało się już ściemniać.
Luke, Ashton, Calum i Michael skończyli próby na dzisiaj i siedzieli w salonie grając w Fifę.
-Masz coś do picia, Cal?- odezwał się Hemmings.
-W lodówce jest Cola- mruknął Hood.
Niebieskooki wstał leniwie z kanapy i powlókł się do kuchni. Ash wbił Calumowi łokieć w żebra, patrząc na bruneta znacząco.
-No co?!- szeptem spytał Cal.
-No idź za nim, spytaj czemu się spóźnił, i co to była za dziewczyna- odpowiedział Irwin, jakby to było oczywiste.
-Skąd wiesz że...- zaczął brunet.
-A skąd wiem, że jak ostatnio byłeś u mnie w domu, to zjadłeś ostatnią paczkę ciastek?- odparł z rozbawieniem.
-Dlatego, że miałem okruszki na bluzce?
-No może i tak, ale nie kłóć się ze starszym tylko idź do Lukey' a.
Hood roześmiał się i wstał z kanapy, po drodze potykając się o nogę Clifford' a.
-Shit!- mruknął pod nosem, kiedy podniósł się z podłogi po upadku.
Hemmings usiadł w kuchni przy blacie, popijając Colę z puszki. Pewna blondynka za nic w świecie nie chciała opuścić jego myśli. Jej uśmiech, oczy, wszystko utkwiło mu w pamięci. Miał nadzieję, że nie po raz ostatni ją widział.
*********
Jest druga część rozdziału, wydaje mi się że nawet długa wyszła. Ale opinię zostawiam Wam, piszcie w komentarzach co o tym sądzicie :D do następnego xx
*********
Doszedł na zadbane osiedle, od razu wzrokiem odnajdując odpowiedni blok. Gościł u Caluma już nie raz, tak samo jak i u reszty chłopaków. Każdy z nich miał również klucze do wszystkich czterech mieszkań. Niebieskooki wbiegł po schodach na ostatnie piętro, otworzył drzwi do odpowiedniego mieszkania i z impetem wpadł do salonu, mając świadomość, że jest nieźle spóźniony. Nie zdążył nic powiedzieć, bo natychmiast ktoś rzucił się na niego, tym samym przewracając ich obu. Następnie bez skrupułów usiadł mu na brzuchu, patrząc pytająco. Jego mina była tak zabawna, że ledwo blondyn dusił w sobie śmiech.
-Stary, ja rozumiem, że się cieszysz, ale mógłbyś już ze mnie zejść- mruknął rozbawiony.
Cal naburmuszony wstał z miną małego dziecka, które nie dostało lizaka. Najstarszy z nich już tarzał się po podłodze ze śmiechu, a Michael patrzył na całą trójkę z politowaniem. Po chwili jednak już wszyscy dołączyli do Ashtona. Luke z trudem przerwał przyjaciołom nagły napad głupawki. Jemu samemu uspokojenie się przyszło dość łatwo, ku zdziwieniu wszystkich.
-Dobra chłopaki, to co dzisiaj gramy?- zaczął z uśmiechem temat, ochoczo klaszcząc w dłonie.
Jednak mina mu zrzedła na widok spojrzeń pozostałych. W duszy czuł, że będzie zmuszony do wysłuchania swojego rodzaju kazania. Przewrócił teatralnie oczami i spojrzał pytająco na lekko zdenerwowanego Ashtona, Michaela i Caluma. Mimo wszystko ciepło rozlewało się po jego ciele, gdy uświadamiał sobie, że przyjaciele się tak martwią o najmłodszego z całej czwórki blondyna. Od dawna są dla siebie jak bracia, jak rodzina. Mówią sobie wszystko i w każdej chwili mogą na siebie liczyć. A największe, co ich łączyło, to wspólna pasja- muzyka.
"Wykład" postanowił rozpocząć Ashton.
-Mam do ciebie jedno małe pytanie, Lukey... Co ty sobie wyobrażasz?! Zdajesz sobie sprawę, ile czasu się spóźniłeś?!
-Próbę możemy zacząć później, ale to nie o to chodzi!- wtrącił się Mike.- Przecież my się martwimy młody- powiedział już spokojnie, podchodząc do Hemmingsa i czochrając jego postawione włosy. Ten posłał mu piorunujące spojrzenie, gdyż od zawsze miał problemy z ułożeniem fryzury. Dlatego też nie lubił, gdy ktoś ich dotykał. Michael tylko zaśmiał się pod nosem i powrócił na kanapę, rozkładając się na niej wygodnie. Calum tylko wydał z siebie westchnięcie, a potem spojrzał na Luke' a tajemniczo. W jego oczach można było zauważyć iskierki radości, gdy powoli zaczął podchodzić do blondyna. Uśmiechnął się szeroko i po raz drugi tego dnia skoczył na zdezorientowanego przyjaciela. Razem przewrócili się, a potem Hood zaczął szybko uciekać przed Luke' iem, który gonił go po mieszkaniu z buteleczką damskich perfum, które swoją drogą nie wiem skąd wytrzasnął... Ale w końcu to Hemmings. Spodziewać się po nim można prawie wszystkiego. Prawie, bo nikt nigdy nie uwierzy, że mógłby odmówić naleśników, które robi Mike. No, a wracając do pościgu z perfumami, wyglądało to tak: Cal uciekał po całym mieszkaniu krzycząc:
-Nie! Ja chcę pachnieć jak kowboj! Nie jak truskawka! Luke, błagam!
Hemmo gonił go z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy i fiolką perfum.
Michael nie wiadomo kiedy, jak i gdzie zrobił sobie popcorn, a teraz siedział w fotelu z przejęciem obserwując wymienioną dwójkę. A Ash... właśnie, Ash. Irwin zwijał się na kanapie ze śmiechu. Jak to Irwin.
Tymczasem Emily właśnie wyszła z galerii obładowana kilkoma kolorowymi torbami. Nie przepadała za zakupami, ale później zawsze cieszyła się z nabytych rzeczy. Postanowiła do domu wrócić pieszo, bo ubrania nie były zbyt ciężkie, a nie miała bardzo daleko do mieszkania. Gdy tak szła, rozmyślała o spotkanym dziś na ulicy chłopaku. Blondynka nigdy nie bawiła się w związki, nie starała się szukać miłości. Nie była bowiem osobą, która lubi patrzeć na cierpienie innych. I nie chciała, by ktokolwiek tak się czuł po jej odejściu. Jednak osoba niebieskookiego ciekawiła ją jak nikt inny. Jego spojrzenie, niczym głębia oceanu, albo niekończące się niebo... Ono nie było jedyną tego przyczyną. Kolczyk w wardze, urocze wgłębienia w policzkach. Całość składała się na słodkiego nastolatka, od którego niemalże wyczuwalnie biła radość, ciepło i niespotykana dobroć. Mogłoby się wydawać, że chłopak nie miałby serca skrzywdzić nawet muchy.
Brooke doszła na swoje osiedle i od razu do jej uszu dobiegły dźwięki muzyki. Nie znała tej piosenki, ale spodobała jej się. Dziewczyna słyszała jak ktoś gra, ilekroć tylko była w domu. Musiała przyznać, że osoby, które śpiewały dwa bloki obok miały piękne głosy. Można by słuchać ich bez przerwy. Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Na twarzy blondynki wymalowało się rozczarowanie. Miała ochotę jeszcze chwilę posłuchać kojących jej uszy dźwięków. Ponownie chwyciła torby z zakupami i weszła po schodach do swojego mieszkania, gdzie od razu rozpakowała nowe ubrania i ułożyła je w szafie. Kiedy skończyła, zaczynało się już ściemniać.
Luke, Ashton, Calum i Michael skończyli próby na dzisiaj i siedzieli w salonie grając w Fifę.
-Masz coś do picia, Cal?- odezwał się Hemmings.
-W lodówce jest Cola- mruknął Hood.
Niebieskooki wstał leniwie z kanapy i powlókł się do kuchni. Ash wbił Calumowi łokieć w żebra, patrząc na bruneta znacząco.
-No co?!- szeptem spytał Cal.
-No idź za nim, spytaj czemu się spóźnił, i co to była za dziewczyna- odpowiedział Irwin, jakby to było oczywiste.
-Skąd wiesz że...- zaczął brunet.
-A skąd wiem, że jak ostatnio byłeś u mnie w domu, to zjadłeś ostatnią paczkę ciastek?- odparł z rozbawieniem.
-Dlatego, że miałem okruszki na bluzce?
-No może i tak, ale nie kłóć się ze starszym tylko idź do Lukey' a.
Hood roześmiał się i wstał z kanapy, po drodze potykając się o nogę Clifford' a.
-Shit!- mruknął pod nosem, kiedy podniósł się z podłogi po upadku.
Hemmings usiadł w kuchni przy blacie, popijając Colę z puszki. Pewna blondynka za nic w świecie nie chciała opuścić jego myśli. Jej uśmiech, oczy, wszystko utkwiło mu w pamięci. Miał nadzieję, że nie po raz ostatni ją widział.
*********
Jest druga część rozdziału, wydaje mi się że nawet długa wyszła. Ale opinię zostawiam Wam, piszcie w komentarzach co o tym sądzicie :D do następnego xx
#2 always be yourself
PIOSENKA do rozdziału :) włączcie koniecznie!
*********
Następnego dnia Emily obudziła się wypoczęta i... głodna. Potwierdziło to burczenie w jej brzuchu. Blondynka wstała z łóżka, wciągając na nogi puchate kapcie- króliczki. W piżamie zeszła do kuchni, gdzie włączyła radio. Gdy usłyszała pierwsze nuty jednej z ulubionych piosenek, uśmiech wkradł się na jej twarz. Dziewczyna kochała muzykę. Sama posiadała anielski głos, jednak ilekroć ktoś jej to mówił, nie chciała mu wierzyć. Teraz kuchnia rozbrzmiewała kojącymi dźwiękami, a Emily nuciła sobie słowa Give me love Ed' a Sheerana. Chwyciła słoik z kawą z zamiarem wypicia czegoś co postawi ją na nogi, ale z cichym jęknięciem stwierdziła, że nie ma w nim już nawet łyżeczki zbawczego proszku. Pomyślała, że wykorzysta tę okazję i pójdzie do Starbucks' a na swoją ulubioną pierniczkową kawę. Szybko rozczesała włosy, założyła ciemne rurki i trochę rozciągnięty już bordowy sweter, na nogi wciągnęła ulubione czarne trampki, wzięła telefon, portfel i wyszła z domu w kierunku ulubionej kawiarni. Weszła do środka i ogarnęły ją przyjemne zapachy kawy i ciastek. Mimowolnie uśmiechnęła się i podeszła do lady, gdzie z miłym uśmiechem powitała ją młoda dziewczyna. Em złożyła zamówienie i czekała aż je otrzyma. Gdy dostała kawę i croissanta, podziękowała kelnerce i zabrała się za śniadanie. Bez pośpiechu je zjadła i zapłaciła. Wyjęła z kieszeni telefon, powoli kierując się w stronę wyjścia. Wkroczyła na chodnik i wzdrygnęła się, czując jak chłodny wiatr owiewa jej ciało. Nieuchronnie zbliżała się jesień, co w Londynie oznaczało jeszcze więcej deszczu. Wyjęła z kieszeni paczkę papierosów i zapaliła jednego, głęboko się zaciągając. Ruszyła przed siebie w głębokim zamyśleniu, co jakiś czas strzepując popiół na ziemię. Szła zupełnie odcięta od rzeczywistości, można by rzec, przebywająca we własnym świecie. Z myśli wyrwało ją uderzenie w inne ciało.
-Jejku, bardzo cię przepraszam- pośpiesznie wyjąkała. Uniosła głowę w górę i wstrzymała oddech. Jej oczy z zaciekawieniem wpatrywały się w wysokiego blondyna z kolczykiem w wardze, którego oczy były niczym niekończące się niebo. Chłopak nieznacznie uniósł głowę znad telefonu i również wpatrywał się w blondynkę. W jej błękitnych oczach tańczyły iskierki radości, ale i niepewności. Oboje nie mieli pojęcia jak się zachować. Oboje czuli nieodpartą ciekawość wobec drugiej osoby. Obojgu wydawało się, że świat wokół rozpłynął się. Nikt nie wie, ile czasu dwójka nastolatków była zajęta lustrowaniem swoich ciał. Oni jednak wiedzą, że nie żałują ani jednej sekundy poświęconej tej czynności. W pewnym momencie otrząsnęli się i wyrwali z głębokiego zamyślenia. Emily spuściła głowę i nagle jej buty wydały się być niezwykle interesujące.
-Jeszcze raz przepraszam, zamyśliłam się i nie patrzyłam gdzie idę.
Blondyn delikatnie, jakby niepewnie, uniósł jej podbródek i uśmiechnął się, ukazując dwa wgłębienia w policzkach.
-Naprawdę nic się nie stało- dziewczyna odpowiedziała mu również uśmiechem.
-Muszę już iść, trochę się spieszę.
-Jasne, ja w sumie też...- zmarszczył czoło w wyrazie zamyślenia- umówiłem się z kumplem.
Blondynka lekko uniosła kąciki ust i zaczęła oddalać się od spotkanego chłopaka. Z uśmiechem na twarzy podążała w stronę galerii. Tymczasem niebieskooki blondasek szedł na spotkanie z przyjaciółmi, wciąż mając w myślach uroczą dziewczynę. Zastanawiał się, czemu nie poprosił jej o numer komórki, albo chociaż nie spytał o imię!
-Co za idiota ze mnie!- powtarzał sobie pod nosem. Był przekonany, że więcej się nie spotkają.
*********
To jest połowa 2 rozdziału, bo wyszedłby baaaardzo długi xd komentujcie, to ogromna motywacja ;) do następnego xx
#1 you will never appreciate what you have until you lose it
Przeczytajcie notkę pod rozdziałem i włączcie TO bo znajdę i zabiję :D haha kocham tą piosenkę *o*
*********
Emily obudził telefon, dzwoniła Lil. Dziewczyna lekko poirytowana wzięła urządzenie do ręki i rozłączyła się, a potem je wyłączyła.
-Dopiero wróciłam, a już mi nie daje spokoju- pomyślała.
Nie minęło 5 minut, a Em usłyszała dzwonek do drzwi. Była pewna, że to jej przyjaciółka. Niechętnie zwlokła się z wygodnego łóżka i pół przytomna poszła do drzwi. Oczywiście po drodze musiała potknąć się o śpiącego na podłodze kota, który ze strachu podrapał jej nogę, a ona zachwiała się i strąciła doniczkę, w efekcie czego miała całą rękę w ziemi. Wydała z siebie jęk niezadowolenia na widok krwi cieknącej z ran na nodze, ale nie miała czasu ich opatrzyć, bo osoba stojąca za drzwiami coraz bardziej się niecierpliwiła.
-Idę!- krzyknęła wywracając oczami.
Otworzyła drzwi i natychmiast coś się na nią rzuciło, niemal ją przewracając. Nie coś, a raczej ktoś. Tak jak blondynka przypuszczała, była to Lily. Zielonooka brunetka zaczęła piszczeć i ściskać Em, jakby chciała ją udusić.
-Jejku, jak ja tęskniłam! Musisz ciągle tak wyjeżdżać?- spojrzała na nią zatroskanym wzrokiem.
-Lil, wyluzuj, nie było mnie dwa tygodnie- ze śmiechem odpowiedziała blondynka.- Ale tez tęskniłam!- wykrzyknęła z nieco idiotycznym wyrazem twarzy.
Nagle brunetka pobladła i drżącym głosem spytała:
-C...co ty masz na nodze?- Em zaśmiała się lekko.
-A to tylko lekkie zadra...- urwała i spojrzała na rany. Dopiero teraz zauważyła, jakie są głębokie.- O, no może nie takie lekkie. Co ja mam z tym kotem zrobić?- zamyśliła się i uniosła ręce w geście zrezygnowania.
-Słuchaj Em, masz 15 minut, żeby się ubrać, uczesać i... może zrobisz coś z tymi ranami. Potem zabieram cię do... w fajne miejsce- uff, w porę ugryzła się w język.
-Żartujesz, prawda? Kilka godzin temu wróciłam do domu, a ty znów gdzieś mnie wyciągasz? Nawet nie dając mi się wyspać?- zabawnie wydęła usta, założyła ręce na piersi i udawała obrażoną.
-Masz coraz mniej czasu- Lily wybuchła perlistym śmiechem i poszła do salonu czekać na przyjaciółkę.
-Jeszcze się zemszczę!- zawołała Em ze swojego pokoju.
-Też cię kocham- wymamrotała zielonooka pod nosem, bezmyślnie skacząc po kanałach w telewizorze.
Emily wykonała wszystkie poranne czynności, przemyła zadrapania wodą utlenioną, wydając przy tym ciche syknięcie, a zaraz potem zeszła gotowa na dół. Z chęcią pospałaby trochę dłużej, ale wiedziała, że sprzeciwianie się przyjaciółce nie ma najmniejszego sensu.
-No wreszcie, ile można czekać- fuknęła Lily czekając na blondynkę przy drzwiach wejściowych.
Emily razem z Lily wyszły na zatłoczoną ulicę Londynu. Brunetka prowadziła Em do owego "fajnego miejsca", w które chciała ją zabrać. Stanęły przed Wesołym Miasteczkiem. Niektórych oburzyłby fakt, że dwie 18- letnie dziewczyny odwiedzają takie miejsca. Jednak one nie uważały się za dorosłe, które gardzą takimi rozrywkami. Uwielbiały spędzać czas w ten sposób. Przyjaciółki spojrzały na siebie wymownie i z prędkością światła podbiegły do rollercoastera. Po pełnej śmiechu przejażdżce kolejką poszły po watę cukrową, a gdy Lil zaczęła narzekać na zmęczenie, niebieskooka zaprowadziła ją z uśmiechem na gokarty. Po tym jakże wyczerpującym dniu obie wróciły do swoich domów i poszły szczęśliwe spać.
*********
No i jest następny rozdział :D kolejny zwalony niestety :/ z góry przepraszam za błędy i przypominam, że każdy komentarz bardzo motywuje, może to być nawet jedno słowo sałatka, szkoła albo co tam chcecie :P do następnego xx
#0
Zastanawialiście się kiedyś jak to jest żyć ze świadomością, że każde pożegnanie z przyjacielem może być tym ostatnim, że każdy dzień zbliża was do odejścia? Nie? To wyobraźcie sobie, jak byście się czuli, kiedy ktoś ustaliłby rok waszej śmierci. Niedorzeczne, prawda? A jednak możliwe. Taki właśnie los spotkał pewną uśmiechniętą, zwariowaną 18- latkę. Emily 5 lat temu usłyszała okropną diagnozę. Lekarze stwierdzili u niej niewydolność wątroby. O chorobie wiedziała tylko jej rodzina i najlepsza przyjaciółka- Lily. Nikomu innemu nie chciała mówić, bo nie zniosłaby współczującego wzroku ludzi, nadmiernej troski, a co dopiero patrzenia na nią przez pryzmat choroby. Ciekawi was zapewne, co Em zrobiła po usłyszeniu, że zostało jej 6 lat życia. Myślicie, że zamknęła się w pokoju? Myślicie, że użalała się nad sobą, wylewając hektolitry łez? Wręcz przeciwnie, nie uroniła ani jednej kropli słonego płynu. I przysięgła sobie, że nie zrobi tego aż do dnia śmierci. Nie chciała pozbawić się uczuć. Po prostu uważała, że mogłaby wtedy całkiem się załamać, a nie było jej to potrzebne. Obiecała sobie, że to będzie najlepszych 6 lat jej życia.
*********
I jest prolog :) podoba się? Ja uważam że zwaliłam xd Piszcie w komentarzach, nawet jedno słowo będzie motywacją, bo będę wiedzieć że ktoś to czyta ;)
*********
I jest prolog :) podoba się? Ja uważam że zwaliłam xd Piszcie w komentarzach, nawet jedno słowo będzie motywacją, bo będę wiedzieć że ktoś to czyta ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)