środa, 17 września 2014

#3 Lukey fell in love, it' s so cute

Czytajcie notkę pod rozdziałem! To tylko kilka sekund :) PIOSENKA na dziś omomom *-*

Calum wszedł do kuchni, usiadł naprzeciwko Hemmings' a i podparł brodę na dłoni, wyczekująco patrząc na blondyna. 
-No, wyduś to z siebie Cal- chłopak posłał mu delikatny uśmiech.
-Ok Lukey Pookie, mów co to była za dziewczyna- zabawnie poruszył brwiami brunet.
-Jaka dziewczyna- nerwowo odpowiedział, unikając wzroku przyjaciela.
-Oj Luke, mały głupiutki Luke. Jeśli nie dziewczyna, to jaki był powód twojego spóźnienia?- znowu znacząco uniósł brwi, na co Hemmo wywrócił oczami z cieniem uśmiechu na twarzy.
-Jak ma na imię?- dobitnie spytał Hood. Luke natychmiast posmutniał i spuścił głowę, obracając w rękach puszkę Coli.
-Nie wiem- wyszeptał.
-CO?!- Calum i Luke odwrócili zdezorientowani głowy w stronę drzwi. Tam zobaczyli leżących na podłodze Ashton' a i Mike' a. Warto nadmienić, że ta dwójka poszła w stronę kuchni zaraz za brunetem. Cały czas stali w drzwiach przysłuchując się rozmowie i korzystając z tego, że nikt ich nie widzi. A kiedy usłyszeli, że Luke nie zapytał dziewczyny o imię, po prostu upadli z wrażenia.
-Co tu robicie?- odezwał się Calum.
-Eeeee, przyszliśmy coś zjeść/ przyszliśmy zrobić obiad- obaj powiedzieli w tym samym czasie dwie różne rzeczy i posłali sobie piorunujące spojrzenia.
-Naprawdę Ashton? Przecież nie umiesz gotować- westchnął Hemmings po czym wyszedł z kuchni. Kilka sekund później odgłos zamykanych drzwi oznajmił im, że blondyn opuścił mieszkanie. Nagle chłopcy usłyszeli ciche pociągnięcie nosem. Ich wzrok padł na Irwina, który był źródłem tego dźwięku. Ash miał w oczach łzy.
-Lukey się zakochał, to takie urocze- wyszlochał.
Calum sięgnął po chusteczkę i podał mu ją.
-Masz stary, wypłacz się- poklepał Ashtona po ramieniu.
Natomiast Michael nadal leżał na podłodze. Zasnął.
Wróćmy do Luke' a, który chwilę temu opuścił przyjaciół, wychodząc z mieszkania. Blondyn sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Przed oczami cały czas miał obraz uśmiechniętej dziewczyny. W głębi duszy bardzo chciał znów ją spotkać. Po wyjściu z budynku szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na nic wokół niego. Nie zauważył nawet kiedy wrócił do domu, zjadł kolację, a potem wpadł w objęcia Morfeusza. 
Następnego dnia Emily obudziła się dość wcześnie, jak na nią, bo o 9.00. Zmusiła się do opuszczenia łóżka i zrobienia sobie naleśników. Po zjedzonym śniadaniu postanowiła pójść w miejsce, które odkryła kilka lat temu. Miejsce, o którym nie wie nawet Lily. Miejsce, w które nikt nie przychodzi. Miejsce, gdzie jest cisza i spokój, a natłok myśli uspokaja delikatny szum strumyka. Ubrała się, a włosy upięła w niechlujnego koka. Zabrała tylko klucze od mieszkania i gitarę. Lekko zaspana, ale z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę parku.
Niebieskooki blondyn obudził się obolały na fotelu. Widocznie zasnął oglądając wczoraj wieczorem film. Przetarł rękoma oczy i wstał z zamiarem pójścia pod prysznic. Po odświeżeniu się zjadł tosty, wypił kawę i ubrał się w czyste ciuchy. Wszedł do salonu i chciał posprzątać naczynia po wczorajszej kolacji. Jednak stanął w progu gdy tylko zobaczył na kanapie uśmiechniętego od ucha do ucha Ashtona.
-A ty co tu robisz?- zapytał nadal lekko zszokowany.
-Hmm wydaje mi się, że siedzę- Luke wywrócił oczami słysząc ten jego chichot.- A tak poważnie to chciałem zobaczyć czy nie masz czegoś dobrego na śniadanie. Calum z Mike' iem wszystko zjedli- wyjaśnił.
-Jest pełna lodówka- westchnął Hemmo, a Ash z prędkością światła znalazł się w kuchni.- Ja idę się przejść- krzyknął jeszcze do przyjaciela, biorąc do ręki gitarę. Tamten odburknął coś w odpowiedzi zajadając się kanapkami.
Hemmings wiedział, gdzie chce iść aby uspokoić myśli. I miał przeczucie, że coś się tam wydarzy...
Emily siedziała w parku na trawie i próbowała ułożyć melodię do tekstu, który niedawno napisała. Musiała jednak przyznać, że szło jej jak po grudzie. Od wczoraj nie mogła zebrać myśli.
-Co się ze mną dzieje? Nie mam melodii, brakuje mi ostatniej zwrotki, nic mi nie wychodzi- mówiła do siebie, z bezsilności opadając na ziemię.
Tymczasem Luke szedł ulicami Londynu, aż trafił w miejsce, które odkrył tydzień temu. Wszedł do parku, gdzie nie było nikogo oprócz starszej pani wyprowadzającej 3 psy. Nie zdziwiło go to. O tej godzinie wszyscy pracowali lub byli w szkole. Jednak to nie park był jego celem. Doszedł do dużego, starego drzewa, za którym była gęsta ściana krzaków. Przeszedł przez nią i znalazł się na polanie. Idealną ciszę przerywał tylko cichy odgłos płynącej wody. Przynajmniej na początku tak mu się wydawało. Po chwili usłyszał coś jeszcze. Usłyszał dźwięki szarpanych lekko strun gitary. Wzrokiem powędrował w kierunku źródła melodii. Był szczerze zdziwiony, gdy zobaczył leżącą na trawie blondynkę, a obok niej gitarę. Myślał, że nikt nie wie o tym miejscu. Był tego nawet pewien. Wciąż zaskoczony podszedł bliżej w stronę dziewczyny.
Emily usłyszała za sobą czyjeś ciche kroki. Odwróciła się w tamtą stronę i jej usta utworzyły kształt literki "o". Powodem zdziwienia był nie tylko fakt, iż ktoś oprócz niej tu przychodzi, ale także fakt, że tą osobą jest ten sam uroczy chłopak, na którego wpadła przed kawiarnią. Pewnie siedziałaby tak w zamyśleniu o wiele dłużej, gdyby blondyn nie odważyłby się podejść jeszcze bliżej. Ukucnął przy Emily i uśmiechnął się, tym samym ukazując dwa wgłębienia w policzkach. 
-Jestem Luke- powiedział, podając dziewczynie rękę.
-Emily- uścisnęła ją również się uśmiechając.
Hemmings podciągnął ją do góry tak, że teraz oboje stali. Em postanowiła ponownie przerwać niezręczną ciszę.
-Jak się tu znalazłeś?- zapytała.
-Trafiłem w to miejsce przez przypadek, dwa tygodnie temu.
-Pięknie tu, prawda?
-Tak, lubię tu przychodzić...- odpowiedział, nie odrywając wzroku od Em.
-Zagrasz coś?- spojrzała na Luke' a.
-Na czym?- odparł zdezorientowany.
-Na plecach masz gitarę- zdziwiła się Emily.
-Ah no tak...- chłopak wyraźnie się zawstydził i spuścił wzrok, rumieniąc się.
-Oj no graj, nie wstydź się mnie- perliście zaśmiała się blondynka, zachęcając chłopaka do wyjęcia gitary. 
Po chwili przyłożył już palce do gryfu i zaczął lekko szarpać struny instrumentu. Oboje nastolatków pochłonęła muzyka. Kiedy Luke zaczął śpiewać, Emily całkiem utonęła w jego oczach i odpłynęła po ich bezkresnym oceanie. Nie zauważyła nawet kiedy skończył grać. Nadal przypatrywali się sobie jakby próbowali zapamiętać każdy detal swoich twarzy. Próbowali odwrócić wzrok, ale nie mogli. A może wcale nie chcieli... 
Już wtedy wiedzieli że ich znajomość nie prędko się skończy. Nie wiedzieli jednak, że zmieni się w coś tak niezwykłego, tak magicznego, tak... nieprawdopodobnego.

*********
UGH! następny beznadziejny rozdział .-. próbuję opisać romantyczny moment, ale sami widzicie, że kompletnie mi to nie wychodzi ;-; "bezkresny ocean jego oczu" nie no LEŻĘ głupszego tekstu nie mogłam wymyślić... ale zostawię Wam opinię, piszcie komentarze, chcę wiedzieć ile osób to czyta. Jeśli podoba Wam się opowiadanie, polecajcie je innym, zależy mi na tym :) to do następnego Miśki xx

niedziela, 14 września 2014

#2 I can' t stop thinking about you

Z góry przepraszam za błędy, ale rozdział nie był sprawdzany.
*********

Doszedł na zadbane osiedle, od razu wzrokiem odnajdując odpowiedni blok. Gościł u Caluma już nie raz, tak samo jak i u reszty chłopaków. Każdy z nich miał również klucze do wszystkich czterech mieszkań. Niebieskooki wbiegł po schodach na ostatnie piętro, otworzył drzwi do odpowiedniego mieszkania i z impetem wpadł do salonu, mając świadomość, że jest nieźle spóźniony. Nie zdążył nic powiedzieć, bo natychmiast ktoś rzucił się na niego, tym samym przewracając ich obu. Następnie bez skrupułów usiadł mu na brzuchu, patrząc pytająco. Jego mina była tak zabawna, że ledwo blondyn dusił w sobie śmiech. 
-Stary, ja rozumiem, że się cieszysz, ale mógłbyś już ze mnie zejść- mruknął rozbawiony. 
Cal naburmuszony wstał z miną małego dziecka, które nie dostało lizaka. Najstarszy z nich już tarzał się po podłodze ze śmiechu, a Michael patrzył na całą trójkę z politowaniem. Po chwili jednak już wszyscy dołączyli do Ashtona. Luke z trudem przerwał przyjaciołom nagły napad głupawki. Jemu samemu uspokojenie się przyszło dość łatwo, ku zdziwieniu wszystkich. 
-Dobra chłopaki, to co dzisiaj gramy?- zaczął z uśmiechem temat, ochoczo klaszcząc w dłonie.
Jednak mina mu zrzedła na widok spojrzeń pozostałych. W duszy czuł, że będzie zmuszony do wysłuchania swojego rodzaju kazania. Przewrócił teatralnie oczami i spojrzał pytająco na lekko zdenerwowanego Ashtona, Michaela i Caluma. Mimo wszystko ciepło rozlewało się po jego ciele, gdy uświadamiał sobie, że przyjaciele się tak martwią o najmłodszego z całej czwórki blondyna. Od dawna są dla siebie jak bracia, jak rodzina. Mówią sobie wszystko i w każdej chwili mogą na siebie liczyć. A największe, co ich łączyło, to wspólna pasja- muzyka.
"Wykład" postanowił rozpocząć Ashton.
-Mam do ciebie jedno małe pytanie, Lukey... Co ty sobie wyobrażasz?! Zdajesz sobie sprawę, ile czasu się spóźniłeś?!
-Próbę możemy zacząć później, ale to nie o to chodzi!- wtrącił się Mike.- Przecież my się martwimy młody- powiedział już spokojnie, podchodząc do Hemmingsa i czochrając jego postawione włosy. Ten posłał mu piorunujące spojrzenie, gdyż od zawsze miał problemy z ułożeniem fryzury. Dlatego też nie lubił, gdy ktoś ich dotykał. Michael tylko zaśmiał się pod nosem i powrócił na kanapę, rozkładając się na niej wygodnie. Calum tylko wydał z siebie westchnięcie, a potem spojrzał na Luke' a tajemniczo. W jego oczach można było zauważyć iskierki radości, gdy powoli zaczął podchodzić do blondyna. Uśmiechnął się szeroko i po raz drugi tego dnia skoczył na zdezorientowanego przyjaciela. Razem przewrócili się, a potem Hood zaczął szybko uciekać przed Luke' iem, który gonił go po mieszkaniu z buteleczką damskich perfum, które swoją drogą nie wiem skąd wytrzasnął... Ale w końcu to Hemmings. Spodziewać się po nim można prawie wszystkiego. Prawie, bo nikt nigdy nie uwierzy, że mógłby odmówić naleśników, które robi Mike. No, a wracając do pościgu z perfumami, wyglądało to tak: Cal uciekał po całym mieszkaniu krzycząc:
-Nie! Ja chcę pachnieć jak kowboj! Nie jak truskawka! Luke, błagam!
Hemmo gonił go z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy i fiolką perfum.
Michael nie wiadomo kiedy, jak i gdzie zrobił sobie popcorn, a teraz siedział w fotelu z przejęciem obserwując wymienioną dwójkę. A Ash... właśnie, Ash. Irwin zwijał się na kanapie ze śmiechu. Jak to Irwin.
Tymczasem Emily właśnie wyszła z galerii obładowana kilkoma kolorowymi torbami. Nie przepadała za zakupami, ale później zawsze cieszyła się z nabytych rzeczy. Postanowiła do domu wrócić pieszo, bo ubrania nie były zbyt ciężkie, a nie miała bardzo daleko do mieszkania. Gdy tak szła, rozmyślała o spotkanym dziś na ulicy chłopaku. Blondynka nigdy nie bawiła się w związki, nie starała się szukać miłości. Nie była bowiem osobą, która lubi patrzeć na cierpienie innych. I nie chciała, by ktokolwiek tak się czuł po jej odejściu. Jednak osoba niebieskookiego ciekawiła ją jak nikt inny. Jego spojrzenie, niczym głębia oceanu, albo niekończące się niebo... Ono nie było jedyną tego przyczyną. Kolczyk w wardze, urocze wgłębienia w policzkach. Całość składała się na słodkiego nastolatka, od którego niemalże wyczuwalnie biła radość, ciepło i niespotykana dobroć. Mogłoby się wydawać, że chłopak nie miałby serca skrzywdzić nawet muchy.
Brooke doszła na swoje osiedle i od razu do jej uszu dobiegły dźwięki muzyki. Nie znała tej piosenki, ale spodobała jej się. Dziewczyna słyszała jak ktoś gra, ilekroć tylko była w domu. Musiała przyznać, że osoby, które śpiewały dwa bloki obok miały piękne głosy. Można by słuchać ich bez przerwy. Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Na twarzy blondynki wymalowało się rozczarowanie. Miała ochotę jeszcze chwilę posłuchać kojących jej uszy dźwięków. Ponownie chwyciła torby z zakupami i weszła po schodach do swojego mieszkania, gdzie od razu rozpakowała nowe ubrania i ułożyła je w szafie. Kiedy skończyła, zaczynało się już ściemniać.
Luke, Ashton, Calum i Michael skończyli próby na dzisiaj i siedzieli w salonie grając w Fifę. 
-Masz coś do picia, Cal?- odezwał się Hemmings.
-W lodówce jest Cola- mruknął Hood.
Niebieskooki wstał leniwie z kanapy i powlókł się do kuchni. Ash wbił Calumowi łokieć w żebra, patrząc na bruneta znacząco.
-No co?!- szeptem spytał Cal.
-No idź za nim, spytaj czemu się spóźnił, i co to była za dziewczyna- odpowiedział Irwin, jakby to było oczywiste.
-Skąd wiesz że...- zaczął brunet.
-A skąd wiem, że jak ostatnio byłeś u mnie w domu, to zjadłeś ostatnią paczkę ciastek?- odparł z rozbawieniem.
-Dlatego, że miałem okruszki na bluzce?
-No może i tak, ale nie kłóć się ze starszym tylko idź do Lukey' a.
Hood roześmiał się i wstał z kanapy, po drodze potykając się o nogę Clifford' a. 
-Shit!- mruknął pod nosem, kiedy podniósł się z podłogi po upadku.
Hemmings usiadł w kuchni przy blacie, popijając Colę z puszki. Pewna blondynka za nic w świecie nie chciała opuścić jego myśli. Jej uśmiech, oczy, wszystko utkwiło mu w pamięci. Miał nadzieję, że nie po raz ostatni ją widział.

*********
Jest druga część rozdziału, wydaje mi się że nawet długa wyszła. Ale opinię zostawiam Wam, piszcie w komentarzach co o tym sądzicie :D do następnego xx

#2 always be yourself

PIOSENKA  do rozdziału :) włączcie koniecznie!
*********

Następnego dnia Emily obudziła się wypoczęta i... głodna. Potwierdziło to burczenie w jej brzuchu. Blondynka wstała z łóżka, wciągając na nogi puchate kapcie- króliczki. W piżamie zeszła do kuchni, gdzie włączyła radio. Gdy usłyszała pierwsze nuty jednej z ulubionych piosenek, uśmiech wkradł się na jej twarz. Dziewczyna kochała muzykę. Sama posiadała anielski głos, jednak ilekroć ktoś jej to mówił, nie chciała mu wierzyć. Teraz kuchnia rozbrzmiewała kojącymi dźwiękami, a Emily nuciła sobie słowa Give me love Ed' a Sheerana. Chwyciła słoik z kawą z zamiarem wypicia czegoś co postawi ją na nogi, ale z cichym jęknięciem stwierdziła, że nie ma w nim już nawet łyżeczki zbawczego proszku. Pomyślała, że wykorzysta tę okazję i pójdzie do Starbucks' a na swoją ulubioną pierniczkową kawę. Szybko rozczesała włosy, założyła ciemne rurki i trochę rozciągnięty już bordowy sweter, na nogi wciągnęła ulubione czarne trampki, wzięła telefon, portfel i wyszła z domu w kierunku ulubionej kawiarni. Weszła do środka i ogarnęły ją przyjemne zapachy kawy i ciastek. Mimowolnie uśmiechnęła się i podeszła do lady, gdzie z miłym uśmiechem powitała ją młoda dziewczyna. Em złożyła zamówienie i czekała aż je otrzyma. Gdy dostała kawę i croissanta, podziękowała kelnerce i zabrała się za śniadanie. Bez pośpiechu je zjadła i zapłaciła. Wyjęła z kieszeni telefon, powoli kierując się w stronę wyjścia. Wkroczyła na chodnik i wzdrygnęła się, czując jak chłodny wiatr owiewa jej ciało. Nieuchronnie zbliżała się jesień, co w Londynie oznaczało jeszcze więcej deszczu. Wyjęła z kieszeni paczkę papierosów i zapaliła jednego, głęboko się zaciągając. Ruszyła przed siebie w głębokim zamyśleniu, co jakiś czas strzepując popiół na ziemię. Szła zupełnie odcięta od rzeczywistości, można by rzec, przebywająca we własnym świecie. Z myśli wyrwało ją uderzenie w inne ciało.
-Jejku, bardzo cię przepraszam- pośpiesznie wyjąkała. Uniosła głowę w górę i wstrzymała oddech. Jej oczy z zaciekawieniem wpatrywały się w wysokiego blondyna z kolczykiem w wardze, którego oczy były niczym niekończące się niebo. Chłopak nieznacznie uniósł głowę znad telefonu i również wpatrywał się w blondynkę. W jej błękitnych oczach tańczyły iskierki radości, ale i niepewności. Oboje nie mieli pojęcia jak się zachować. Oboje czuli nieodpartą ciekawość wobec drugiej osoby. Obojgu wydawało się, że świat wokół rozpłynął się. Nikt nie wie, ile czasu dwójka nastolatków była zajęta lustrowaniem swoich ciał. Oni jednak wiedzą, że nie żałują ani jednej sekundy poświęconej tej czynności. W pewnym momencie otrząsnęli się i wyrwali z głębokiego zamyślenia. Emily spuściła głowę i nagle jej buty wydały się być niezwykle interesujące.
-Jeszcze raz przepraszam, zamyśliłam się i nie patrzyłam gdzie idę. 
Blondyn delikatnie, jakby niepewnie, uniósł jej podbródek i uśmiechnął się, ukazując dwa wgłębienia w policzkach.
-Naprawdę nic się nie stało- dziewczyna odpowiedziała mu również uśmiechem.
-Muszę już iść, trochę się spieszę.
-Jasne, ja w sumie też...- zmarszczył czoło w wyrazie zamyślenia- umówiłem się z kumplem. 
Blondynka lekko uniosła kąciki ust i zaczęła oddalać się od spotkanego chłopaka. Z uśmiechem na twarzy podążała w stronę galerii. Tymczasem niebieskooki blondasek szedł na spotkanie z przyjaciółmi, wciąż mając w myślach uroczą dziewczynę. Zastanawiał się, czemu nie poprosił jej o numer komórki, albo chociaż nie spytał o imię!
-Co za idiota ze mnie!- powtarzał sobie pod nosem. Był przekonany, że więcej się nie spotkają.

*********
To jest połowa 2 rozdziału, bo wyszedłby baaaardzo długi xd komentujcie, to ogromna motywacja ;) do następnego xx

#1 you will never appreciate what you have until you lose it

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem i włączcie TO bo znajdę i zabiję :D haha kocham tą piosenkę *o*

*********

Tego dnia blondynka właśnie wróciła z Buenos Aires do Londynu. Dlaczego tam była? Em dużo podróżuje. Nie dlatego, że musi. Dlatego, że kocha poznawać nowych ludzi i nowe miejsca. Jest osobą bardzo towarzyską. Zrobiła listę miejsc, które chce odwiedzić przed... swoim odejściem.

Emily obudził telefon, dzwoniła Lil. Dziewczyna lekko poirytowana wzięła urządzenie do ręki i rozłączyła się, a potem je wyłączyła.
-Dopiero wróciłam, a już mi nie daje spokoju- pomyślała.
Nie minęło 5 minut, a Em usłyszała dzwonek do drzwi. Była pewna, że to jej przyjaciółka. Niechętnie zwlokła się z wygodnego łóżka i pół przytomna poszła do drzwi. Oczywiście po drodze musiała potknąć się o śpiącego na podłodze kota, który ze strachu podrapał jej nogę, a ona zachwiała się i strąciła doniczkę, w efekcie czego miała całą rękę w ziemi. Wydała z siebie jęk niezadowolenia na widok krwi cieknącej z ran na nodze, ale nie miała czasu ich opatrzyć, bo osoba stojąca za drzwiami coraz bardziej się niecierpliwiła.
-Idę!- krzyknęła wywracając oczami.
Otworzyła drzwi i natychmiast coś się na nią rzuciło, niemal ją przewracając. Nie coś, a raczej ktoś. Tak jak blondynka przypuszczała, była to Lily. Zielonooka brunetka zaczęła piszczeć i ściskać Em, jakby chciała ją udusić.
-Jejku, jak ja tęskniłam! Musisz ciągle tak wyjeżdżać?- spojrzała na nią zatroskanym wzrokiem.
-Lil, wyluzuj, nie było mnie dwa tygodnie- ze śmiechem odpowiedziała blondynka.- Ale tez tęskniłam!- wykrzyknęła z nieco idiotycznym wyrazem twarzy.
Nagle brunetka pobladła i drżącym głosem spytała:
-C...co ty masz na nodze?- Em zaśmiała się lekko.
-A to tylko lekkie zadra...- urwała i spojrzała na rany. Dopiero teraz zauważyła, jakie są głębokie.- O, no może nie takie lekkie. Co ja mam z tym kotem zrobić?- zamyśliła się i uniosła ręce w geście zrezygnowania.
-Słuchaj Em, masz 15 minut, żeby się ubrać, uczesać i... może zrobisz coś z tymi ranami. Potem zabieram cię do... w fajne miejsce- uff, w porę ugryzła się w język.
-Żartujesz, prawda? Kilka godzin temu wróciłam do domu, a ty znów gdzieś mnie wyciągasz? Nawet nie dając mi się wyspać?- zabawnie wydęła usta, założyła ręce na piersi i udawała obrażoną.
-Masz coraz mniej czasu- Lily wybuchła perlistym śmiechem i poszła do salonu czekać na przyjaciółkę.
-Jeszcze się zemszczę!- zawołała Em ze swojego pokoju.
-Też cię kocham- wymamrotała zielonooka pod nosem, bezmyślnie skacząc po kanałach w telewizorze. 
Emily wykonała wszystkie poranne czynności, przemyła zadrapania wodą utlenioną, wydając przy tym ciche syknięcie, a zaraz potem zeszła gotowa na dół. Z chęcią pospałaby trochę dłużej, ale wiedziała, że sprzeciwianie się przyjaciółce nie ma najmniejszego sensu.
-No wreszcie, ile można czekać- fuknęła Lily czekając na blondynkę przy drzwiach wejściowych.
Emily razem z Lily wyszły na zatłoczoną ulicę Londynu. Brunetka prowadziła Em do owego "fajnego miejsca", w które chciała ją zabrać. Stanęły przed Wesołym Miasteczkiem. Niektórych oburzyłby fakt, że dwie 18- letnie dziewczyny odwiedzają takie miejsca. Jednak one nie uważały się za dorosłe, które gardzą takimi rozrywkami. Uwielbiały spędzać czas w ten sposób. Przyjaciółki spojrzały na siebie wymownie i z prędkością światła podbiegły do rollercoastera. Po pełnej śmiechu przejażdżce kolejką poszły po watę cukrową, a gdy Lil zaczęła narzekać na zmęczenie, niebieskooka zaprowadziła ją z uśmiechem na gokarty. Po tym jakże wyczerpującym dniu obie wróciły do swoich domów i poszły szczęśliwe spać.

*********
No i jest następny rozdział :D kolejny zwalony niestety :/ z góry przepraszam za błędy i przypominam, że każdy komentarz bardzo motywuje, może to być nawet jedno słowo sałatka, szkoła albo co tam chcecie :P do następnego xx

#0

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest żyć ze świadomością, że każde pożegnanie z przyjacielem może być tym ostatnim, że każdy dzień zbliża was do odejścia? Nie? To wyobraźcie sobie, jak byście się czuli, kiedy ktoś ustaliłby rok waszej śmierci. Niedorzeczne, prawda? A jednak możliwe. Taki właśnie los spotkał pewną uśmiechniętą, zwariowaną 18- latkę. Emily 5 lat temu usłyszała okropną diagnozę. Lekarze stwierdzili u niej niewydolność wątroby. O chorobie wiedziała tylko jej rodzina i najlepsza przyjaciółka- Lily. Nikomu innemu nie chciała mówić, bo nie zniosłaby współczującego wzroku ludzi, nadmiernej troski, a co dopiero patrzenia na nią przez pryzmat choroby. Ciekawi was zapewne, co Em zrobiła po usłyszeniu, że zostało jej 6 lat życia. Myślicie, że zamknęła się w pokoju? Myślicie, że użalała się nad sobą, wylewając hektolitry łez? Wręcz przeciwnie, nie uroniła ani jednej kropli słonego płynu. I przysięgła sobie, że nie zrobi tego aż do dnia śmierci. Nie chciała pozbawić się uczuć. Po prostu uważała, że mogłaby wtedy całkiem się załamać, a nie było jej to potrzebne. Obiecała sobie, że to będzie najlepszych 6 lat jej życia. 

*********
I jest prolog :) podoba się? Ja uważam że zwaliłam xd Piszcie w komentarzach, nawet jedno słowo będzie motywacją, bo będę wiedzieć że ktoś to czyta ;)