niedziela, 30 sierpnia 2015

#10 don' t leave me now / nie opuszczaj mnie teraz

   Od ostatnich bólów brzucha minął ponad tydzień, z czego Emily bardzo się cieszyła. Nie wspominała o nich Julie, ale zamierzała zrobić to podczas wizyty wyznaczonej właśnie na dzisiaj.
   Wstała dość wcześnie, bo kilka minut po godzinie 7, a do doktor Green miała udać się na 10.30. Jednak stres nie pozwalał jej na dłuższy sen. Zchodząc na dół, nakarmiła kota, który pomimo wczesnej godziny już czaił się pod szafką, w której schowane było jedzenie.
   Wybiła godzina 10.00, w związku z czym Emily wyszła z domu i ruszyła w stronę szpitala. Dotarła na miejsce kilka minut przed czasem i głęboko wzdychając weszła do budynku. W recepcji uprzejma starsza pani powitała ją. Doskonale rozpoznając Emily, wpuściła ją do środka.
   Kiedyś w myślach dziewczyna często zadawała sobie pytanie, czy kiedykolwiek uwolni się od tego miejsca, czy kiedykolwiek będzie mogła pożegnać je z uśmiechem na twarzy i informacją, że jest zdrowa.
   Teraz jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że nic takiego nie będzie miało miejsca. Straciła nadzieję, ale nie straciła chęci do życia. A to jest zdecydowanie najważniejsze.
   -Wejdź, Emily- usłyszała stłumiony głos, gdy zapukała w drzwi gabinetu.
-Cześć Julie- lekko uśmiechnęła się i usiadła na krześle po drugiej stronie biurka doktor Green.
-Witaj Emily- odwzajemniła gest dziewczyny. -Zaczynamy?
-Jasne- blondynka siliła się na lekkość, ale stres nie do końca jej na to pozwalał.
   Po wykonaniu standardowych badań doktor Green nie zauważyła większych zmian, jednak coś w zachowaniu Emily niepokoiło ją.
-Jest jeszcze coś, Julie- no i proszę, doświadczenie nabyte przez tyle lat wykonywania zawodu nie zawiodło.
-Tak? Co takiego, Emily?
-Ostatnio... Ostatnio miałam bóle brzucha. Myślę, że to jest ten czas, kiedy będą się nasilać- mowiąc, starała się zachować spokój, jednak w pewnym momencie głos lekko jej zadrżał.
-Wiesz dobrze co się dzieje, Ems. Nie mamy na to wpływu- doktor pokręciła bezradnie głową, a w jej oczach zalśniły łzy. To niesamowite, jak bardzo zżyła się ze swoją pacjentką. Traktowała ją niemalże jak córkę.
   Blondynka siedziała w swoim, a teraz właściwie już jej i Luke'a zakątku. Na kolanach rozłożony miała zeszyt z tekstami piosenek, a w między drżącymi palcami prawej dłoni trzymała papierosa. Doszła do wniosku, że mimo iż była świadoma swojego coraz bliższego odejścia, to nie była na nie wcale gotowa. Nie była gotowa na to, by zostawić swoich rodziców i przyjaciół. Nie była gotowa na to, by pewnego dnia tak po prostu ich opuścić.
Can you please
Give me one more day,
One more time to make it all right?
I'm not ready for just go away
Give me one more day*
   Było już późne popołudnie, więc Emily postanowiła wrócić do domu. Jej kot z pewnością zdążył zgłodnieć podczas nieobecności dziewczyny.
   Miała już wychodzić zza krzaków, zdążyła nawet wstać, kiedy poczuła nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Powtórzyło się to kilka razy, więc zaczęła szukać w kieszeniach skórzanej kurtki tabletek. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że nie wzięła ich ze sobą.
   Tymczasem pod domem Emily stała Lily i od kilkunastu minut próbowała dodzwonić się do przyjaciółki. Czuła, że coś jest nie tak, bo zazwyczaj dziewczyna odbiera telefon. Lily nie miała swojego samochodu, dlatego pobiegła do Caluma, który mieszkał najbliżej. Uderzyła kilka razy w drzwi, będąc coraz bardziej spanikowaną. Gdy tylko klamka się poruszyła, a zza drewnianej płyty wyłoniła się głowa Hooda, dziewczyna wpadła do środka.
-Co jest, kobieto?- zapytał jak zawsze wesoły chłopak.
-Nie mogę dodzwonić się do Emily. Byłam u niej w domu, ale nikt nie otwiera. Musisz mi pomóc jej szukać, Cal. Coś musiało się stać- wyraz twarzy bruneta zmienił się diametralnie. -Wiesz gdzie może być? U rodziców? W centrum handlowym?
-Nie wiem, Cal. Nie mam pojęcia- wyszeptała, wplatając palce we włosy i lekko za nie ciągnąc. Wiedziała, że coś było nie tak. Obawiała się najgorszego.
   Luke szedł z gitarą w jednej ręce i zeszytem oraz długopisem w drugiej. Zmierzał w stronę parku, ponieważ po próbie z zespołem nie miał co robić, a nie chciał marnować czasu przed telewizorem. Mógł przecież poświęcić go na pracę nad kolejnym tekstem.
   Był już przy przejściu na polanę. Przedarł się przez gęste zarośla i otrzepał ubranie z listków, które na nim zostały. Kiedy spojrzał w bok, zatrzymał się oniemiały. Stał tuż przy leżącej Emily, która obejmowała rękoma brzuch. Powieki miała zaciśnięte.
-Emily? Ems, co się dzieje?- chłopak był coraz bardziej zaniepokojony. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić.
-Zadzwoń... zadzwoń do Lily. Powiedz, żeby wzięła tabletki. Będzie...- przerwała, zginając się wpół. -Będzie wiedziała o co chodzi.
Chłopak jak najszybciej wyjął telefon z tylnej kieszeni czarnych rurek i przykładając smartfon do ucha nerwowo ciągnął za końcówki swoich blond włosów.
-Luke wybacz, ale nie mam czasu teraz...- usłyszał głos przyjaciółki, jednak nie pozwolił jej dokończyć.
-Znalazłem w parku Emily. Mówiła coś o jakichś tabletkach... Lils, co ja mam robić? Ona zwija się z bólu!- mówił zdesperowany.
-Będę za pięć minut- nie czekając na odpowiedź, brunetka rozłączyła się.
Blondyn rzucił telefon w trawę gdzieś za sobą i spojrzał na Emily. Dziewczyna straciła przytomność, co jeszcze bardziej przeraziło jej przyjaciela. Luke wsunął jedną dłoń pod kolana blondynki, drugą podtrzymywał jej plecy. Wyniósł dziewczynę na jedną z głównych alejek parku i położył ją na ławce. Sam wrócił szybko na polanę i podniósł z ziemi telefon. Pobiegł z powrotem do Emily i zadzwonił pod numer alarmowy.
   Kiedy dyspozytorka oznajmiła, że karetka już jedzie, chłopak usiadł na ławce, układając głowę przyjaciółki na swoich kolanach. Ze zdenerwowania cały czas odgarniał zabłąkane kosmyki z twarzy Emily.
   Nie minęło pięć minut nim Luke ujrzał biegnących Lily i Caluma, a tuż za nimi ratowników medycznych.
   Wszystko to co się działo, blondyn widział jak przez mgłę. Stojący obok niego Calum również wydawał się nie rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Jedynie Lily zachowała na tyle zimną krew, że potrafiła udzielić lekarzowi potrzebnych informacji. Widać było po niej, że wcześniej już zdarzyła się taka sytuacja. Kimo wszystko jednak brunetka nie umiała powstrzymać drżenia rąk i łez napływających do jej oczu.

*Czy mógłbyś proszę
Dać mi jeszcze jeden dzień
Jedną chwilę aby to wszystko naprawić?
Nie jestem gotowa by tak po prostu odejść
Daj mi jeszcze jeden dzień

środa, 8 lipca 2015

#9 I' ll be waiting for you / będę na ciebie czekać

  Tafla jeziora była coraz bliżej. Emily dzieliło od wody już tylko kilkanaście metrów. Z jej ust wydobywał się krzyk. Spojrzała w bok i jej oczom ukazał się blondyn, którego niebieskie oczy odbijały blask słonecznych promieni. Oboje wyciągnęli ręce i spletli palce dłoni ze sobą. Jeszcze tylko kilka metrów, a Emily i Luke zanurzą się w jeziorze.
   -To było niesamowite! Czułam się jakbym miała skrzydła, naprawdę!- mówiła z ekscytacją dziewczyna.
W odpowiedzi dostała jedynie szczery uśmiech oraz prawdziwie niedzwiedzi uścisk przyjaciela.
-Zawsze chciałem skoczyć na bungee. Cieszę się, że poszłaś ze mną- rozmawiali idąc w stronę zaparkowanego w pobliżu klifu samochodu Hemmingsa.
-Wiesz co, Hemmo? Fajnie, że wtedy przyszedłeś w moje miejsce do parku- powiedziała Emily wsiadajac do Toyoty blondyna.
-Twoje miejsce? A dlaczego nie moje skoro ja też tam przychodziłem i nigdy nikogo innego tam nie widzialem, huh?- zapytał, unosząc brwi do góry.
-No dobrze, niech będzie, że twoje- burknęła naburmuszona blondynka.
-Mam nawet jeszcze lepszy pomysł- kątem oka zerknął na Emily i uśmiechnął się. -Od teraz to będzie nasze miejsce, co ty na to?
-Zgoda- Brooke ukazała zęby w uśmiechu, czując przyjemne ciepło w klatce piersiowej.
   Kiedy weszła do swojego domu, niemal od razu rzuciła się na kanapę i głęboko odetchneła. Cały czas nie mogła pozbyć się cienia uśmiechu z twarzy. Włączyła telewizor, zrobiła sobie gorące kakao i zadzwoniła do Lily. Dziewczyna powiadomiła, że  będzie za piętnaście minut, więc Emily dorobiła jeszcze jeden słodki napój.
   Po kilkunastu minutach czekania blondynka w końcu usłyszała dzwonek do drzwi.
-Otwarte!- krzyknęła.
Po chwili Lily weszła do salonu i klapnęła na kanapę obok przyjaciółki.
-Jak minął ci dzień?- brunetka wyszczerzyla zęby w uśmiechu i znacząco uniosła brew.
-Dawno tak dobrze się nie bawilam- odparła Emily, popijając gorące kakao.
-Luke miał dobry pomysł żeby dostarczyć ci trochę adrenaliny, co?
-Taak, i wyjątkowo dobrze mu to wyszło- zaśmiała się.
   Ból. Przeszywający ból. Emily kuliła się na łóżku trzymając rękoma brzuch na wysokości wątroby. Był środek nocy, dokładnie 1.34. Dziewczyna nie miała siły, ale mimo to udało jej się wstać, by wziąć lekarstwo. Po niespełna pół godzinie ból nie był już tak wyczerpujący. Emily miała jednak świadomość, że takie sytuacje będą miały miejsce coraz częściej. Miała świadomość, że nie ma już szansy na wyzdrowienie. Teraz pozostało jej już tylko jak najlepsze wykorzystanie tego czasu, który jej pozostał.
   Nazajutrz Emily wstała całkowicie wyczerpana, z podkrążonymi oczami i nadal z uczuciem ściśniętego brzucha. Postanowiła zostać w domu na wypadek gdyby bóle miały wrócić. Zeszła na dół i zagotowała wodę w celu zaparzenia ziół, które działają rozkurczowo.
   Siedziała nad zeszytem, z gitarą na kolanach, ołówkiem w ręku i wyrazem głębokiej konsternacji na twarzy.
Oh my friend
Let's do it right now
I don't wanna feel alone
I don't want you to be upset
So let's do it right now*
   Myślała właśnie nad kolejnym wersem piosenki, gdy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości.
Luke: Nie przeszkadzam? ;) xx
Emily: Pewnie, że nie. Co jest? xx
Luke: Byłem po prostu ciekaw co robisz. xx
Emily: Kanapa, zeszyt i gitara. Polecam, genialne rozwiązanie. :D xx
   Dłuższy czas nie otrzymała odpowiedzi, więc z powrotem zabrała się za tworzenie.
It could be last time
When I sit next to you
But don't give up
And enjoy the ride**
  Usłyszała nagle dzwonek do drzwi, więc przewróciła kartki zeszytu na inną niedokończoną piosenkę i pobiegła otworzyć osobie, która dobijała się do jej domu. Tą osobą okazał się być nie kto inny, jak Hemmings.
-Hej Ems- wyszczerzył zęby, opierając się nonszalancko o framugę.
-Dlaczego twój widok wcale mnie nie dziwi, co?- westchnęła dziewczyna. -Wchodź do środka.
-Wybacz, że tak bez zapowiedzi, ale pomyślałem, że skoro oboje siedzimy w domu i piszemy, to równie dobrze możeby robić to razem.
-Nie najgorszy pomysł. Poczekaj chwilę, zrobię ci coś do picia- oboje poszli w stronę kuchni. -Herbata, kawa, kakao?- zapytała Emily odwracając się do Luke' a i opierając o blat.
-Wystarczy szklanka wody- uśmiechnął się chłopak i również oparł dłonie o blat, z tą różnicą, że stał po drugiej stronie.
   Teraz oboje siedzieli pochyleni nad szklanym stolikiem, ze skupieniem dokonując ostatnich poprawek w tekście piosenki chłopaka. Jak się okazało, przyszedł do Emily między innymi po to, aby poprosić o pomoc.
So girl together we can go
Everywhere
I can take you where you
Wanna go
Even to the moon
And further than the Sun***
-Chyba gotowe, jak sądzisz?- zapytał Luke z uśmiechem, gdy skończył śpiewać ostatnią zwrotkę nowo powstałego utworu.
-Według mnie jest świetna- odpowiedziała Emily.
-Dzięki za pomoc. Jesteś genialna- blondyn objął dziewczynę ramieniem i cmoknął w skroń.
-Słyszę od ciebie stanowczo zbyt dużo komplementów, Hemmo- odparła, wdychając przyjemne perfumy chłopaka.
-No cóż, zasługujesz na nie- odpowiedział z lekkością, podczas gdy blondynka miała wrażenie, że jej policzki przybierają kolor buraka.

***************
*Mój przyjacielu
Zróbmy to teraz
Nie chcę czuć się samotna
Nie chcę byś był smutny
Więc zróbmy to teraz

**To może być ostatni raz
Gdy siedzę obok ciebie
Ale nie poddawaj się
I ciesz się przejażdżką

***Więc dziewczyno razem możemy pójść
Wszędzie
Mogę zabrać cię
Gdzie zechcesz iść
Nawet na księżyc
I dalej niż Słońce

Witam, witam! Jakimś cudem wycisnęłam z siebie ten rozdział. Całe szczęście większość napisałam zanim popadłam w tak zwanego doła. Nie będę się tu rozwodzić, dodam tylko, że fragmenty piosenek są mojego autorstwa, nie skopiowane z internetu czy innych blogów. To tyle.

wtorek, 30 czerwca 2015

#8 you make me smile / sprawiasz, że się uśmiecham

 rozdział pisany przy tym i tym xx

   Emily przeciągnęła się na łóżku niczym zaspany kot, gdy tylko poczuła ogrzewające jej twarz promienie słońca. Piękna pogoda automatycznie wprawiła blondynkę w jeszcze lepszy niż dotychczas nastrój, więc z uśmiechem na ustach wstała leniwie z wygodnego materaca i wykonała kilka szybkich skłonów w celu rozciągnięcia się. Zdała sobie sprawę, co tak naprawdę sprawiło, że obudziła się szczęśliwa, a po jej ciele rozlały się przyjemne dreszcze. Poprzedni wieczór, który spędziła z przyjaciółmi na świętowaniu sukcesu 5 Seconds of Summer mogła zdecydowanie zaliczyć do tych, które na długo zostaną w jej pamięci. 
   Nie chcąc zmarnować całego dnia na siedzenie w domu przed telewizorem, ubrała się i postanowiła dać znać Luke' owi, że ma akurat wolną chwilę. Dokładnie tak, jak mu obiecała.

Emily: Może kawa? xx
Luke: Starbucks, za 15 minut. Weź ze sobą gitarę. xx

Kąciki ust Emily jakby samoczynnie powędrowały lekko ku górze, gdy odczytała wiadomość od Hemmingsa. Tak jak chłopak napisał, dziewczyna zgarnęła w rękę ukochaną gitarę i wyszła z domu, uprzednio zabierając portfel ze stoliczka w przedpokoju. 
   Nie spieszyła się szczególnie, gdyż droga do kawiarni nie zajmowała jej więcej niż pięć minut. Po drodze wyciągnęła z kieszeni spodni ostatniego już papierosa i włożyła go między wargi. Zaczęła rozpaczliwie szukać zapalniczki, a gdy upewniła się, że nie wzięła jej z domu, wydała z siebie jęk frustracji. Przyspieszyła więc kroku i niemal podbiegła do kiosku, gdzie kupiła zbawczy przedmiot wypełniony skroplonym gazem. 
   Odetchnęła z ulgą, gdy jej płuca wypełnił dym nikotynowy. Ten stan nie potrwał jednak zbyt długo, ponieważ chwilę później papieros został zabrany spomiędzy jej palców, a następnie przydeptany czarnym trampkiem należącym do nikogo innego jak do Luke' a.
-Co ty robisz?- zapytała z niemałym oburzeniem blondynka, unosząc spojrzenie na jego twarz, które wcześniej skupione było na bucie miażdżącym papierosa.
-Nie będę patrzył jak niszczysz sobie płuca- odpowiedział, wzruszając ramionami.
-Nie palę aż tak dużo- wywróciła lekceważąco oczami.
-Lepiej, żebyś nie paliła wcale. I bez żadnego ale- dodał widząc, że dziewczyna ma zamiar zaprotestować. W odpowiedzi dostał jedynie naburmuszoną niczym u dziecka minę, która swoją drogą nie zrobiła na nim żadnego większego wrażenia. Spowodowała tylko niekontrolowany wybuch gardłowego śmiechu chłopaka.
   Emily i Luke usiedli w kawiarni przy stoliku, z którego mieli idealny widok na park po drugiej stronie ulicy.
-Więc... Po co chciałeś się spotkać, Luke?- zagadnęła Emily, mieszając łyżeczką w kawie.
-Mam dla ciebie niespodziankę- odparł, unosząc delikatnie kącik ust.
-Jaką?- zdziwiła się dziewczyna.
-Jeśli bym ci powiedział, nie byłoby to już niespodzianką, prawda?- zaśmiał się Luke.
-Racja. Czyli nie ma szans?- zapytała z nadzieją.
-Nie ma- chłopak lekko nachylił się w stronę blondynki nad stolikiem i uśmiechnął się, ukazując dwa wgłębienia w policzkach.
   Przyjaciele jechali samochodem, prowadził Luke, a towarzyszyła mu Emily z opaską zawiązaną na oczach. Dokąd jechali? No cóż, to wiedział tylko Luke.
   Korzystając z tego, że blondyn majstrował coś przy radiu, Emily próbowała lekko unieść materiał aby zobaczyć cokolwiek.
-Nawet nie próbuj, Ems- skarcił ją chłopak, zerkając kątem oka na przyjaciółkę, która udawała, że najzwyczajniej w świecie drapie się po nosie.
   -Daleko jeszcze?- niecierpliwiła się dziewczyna.
-Emily, pytałaś o to niecałe pięć minut temu- ze stoickim spokojem odpowiedział Luke.
   -A teraz?- Brooke irytowała się coraz bardziej. Jednak nie dostała odpowiedzi. Poczuła za to, że samochód hamuje, a za chwilę słyszała trzask zamykanych drzwi.
-Wysiadasz sama, czy mam cię wynieść?- podskoczyła lekko, gdy usłyszała głos tuż przy swoim uchu. Na te słowa ostrożnie wyszła z czarnej Toyoty.
   Luke prowadził dziewczynę w stronę owej "niespodzianki", którą jej obiecał, delikatnie trzymając ją za rękę, z drugą dłonią ułożoną na plecach blondynki.
-I... jesteśmy- mówiąc to, zdjął czarną bandanę z oczu Emily, aby mogła zobaczyć coś, co dosłownie zapierało dech w piersi. 
Stali niemalże na samej krawędzi klifu, pod którym roztaczało się jezioro odbijające blask słońca otoczone skalistym zboczem. 
-To jest ta niespodzianka?- odezwała się dziewczyna głosem pełnym zachwytu.
-Tak... Tak, a nie podoba ci się?- zmieszał się blondyn i spuścił swój wzrok na czarne vansy. 
-Żartujesz?- spytała z niedowierzaniem Emily, odwracając się do przyjaciela. -Tu jest pięknie. Dziękuję- mówiąc to próbowała odszukać tęczówki Luke'a, które uparcie uciekały przed jej spojrzeniem. Hemmings po tych słowach uniósł głowę i uśmiechnął się z ulgą. 
-Nie masz za co- odparł, obejmując dziewczynę ramieniem i podchodząc do samej krawędzi klifu.
   I wiecie co? Gdybyście wtedy zapytali Emily, czy przygnębia ją myśl o nieuniknionym odejściu, odpowiedziałaby Wam, że tak naprawdę o tym nie myśli. I rzeczywiście byłoby to całkowitą prawdą, ponieważ w tamtym momencie czuła, że właśnie teraz nadchodzi najlepszy okres w jej życiu. 

Prawie pół roku przerwy... Nie będę się wykręcać, przyznam szczerze, że byłam leniwa i nie miałam ochoty ani serca do tego, by skończyć rozdział. Miałam napisaną połowę, ale za każdym razem jak wchodziłam na bloggera, odechciewało mi się pisania. 
Myślę, że next będzie w ciągu tygodnia lub dwóch. 
I przy okazji miłych wakacji! xx

sobota, 21 lutego 2015

#7 really good performance

   Nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich dzień występu 5 seconds of summer. Trzeba przyznać, że nazwa jest dość... nietypowa. Szczególnie Lily nie mogła zrozumieć, dlaczego w nazwie zespołu składającego się z czwórki chłopaków jest 5. Cóż, gdy pytała o to samych członków zespołu, autentycznie nie znali odpowiedzi na dręczącą dziewczynę zagadkę. Z tego można wywnioskowała, że nazwa jest czystym przypadkiem. Ale na tą chwilę musiała zostawić przemyślenia na ten jakże ważny temat i zająć się przygotowaniem na występ samych chłopców. Każdy z nich biegał w inną stronę, nie mogąc znaleźć odpowiednich ubrań, nie mogąc uczesać włosów, Ashton zgubił pałeczki, te do grania na perkusji oczywiście, Calum, Michael i Luke nie mogli znaleźć ulubionych kostek od gitar. I to akurat tych z logiem zespołu, według nich przynoszących szczęście.
Podsumowując, spokój zachowywała tylko Emily, która jak gdyby nigdy nic siedziała rozłożona w fotelu, ze wzrokiem wgapionym w telewizor.
- Może byś się trochę wysiliła, Ems? Pomóż mi ogarnąć chłopaków, błagam- do salonu wpadła zdyszana Lily, opuszczając ręce w geście bezradności.
-W czym dokładnie mam ci pomóc?- zadała pytanie, wyrażając swoje znudzenie tą całą bieganiną ostentacyjnym ziewnięciem.
-Pomóż Calumowi znaleźć jakieś odpowiednie ubranie, biedak nie wie, co na siebie włożyć.
Emily w odpowiedzi westchnęła podirytowana, ale leniwie podniosła swoje cztery litery z miękkiego mebla i poczłapała do pokoju bruneta. W królestwie chłopaka rozbrzmiewały dźwięki piosenki,którą bardzo lubiła. Nie pukając nawet do drzwi, weszła i rzuciła się na wielkie łóżko kolegi. Z nich wszystkich, to chyba właśnie z Calumem złapała najlepszy kontakt, oczywiście nie licząc Luke' a, bo z nim dogadywała się wprost świetnie. 
-To jaki masz problem, Cal?- cmoknęła teatralnie, kierując swój wzrok na Azjatę ubranego jedynie w czarne rurki z dziurami na kolanach. Tak, takie spodnie były typowe dla nich wszystkich. 
-Nie wiem którą koszulkę założyć- odwrócił się do niej załamany, w jednej ręce trzymając wieszak z białym topem, na którym nadrukowane było logo Guns n' Roses, a w drugiej ręce trzymając wieszak z identyczną koszulką, tyle że w kolorze czarnym.
Emily wywróciła oczami, gdy zrozumiała jaki "problem" ma Calum.
-Oh człowieku, nie masz większych zmartwień? 
-Ale Ems, to jest poważny wybór!- oburzył się, bardzo zabawnie przy tym wybałuszając oczy.
-Załóż białą. I weź do tego białe buty- puściła do niego oczko i gdy już wychodziła, usłyszała jak brunet mamrocze sobie coś pod nosem. Cofnęła się lekko w stronę drzwi, aby po chwili wybuchnąć śmiechem. Nie mogła się powstrzymać po tym, co usłyszała.
-Calum, wyglądasz fantastycznie! Wszystkie dziewczyny twoje!- takie słowa wypłynęły z ust bruneta zaraz po ubraniu się w rzeczy wybrane przez Emily.
-No co, chyba nie zaprzeczysz Em?- uniósł brwi do góry, wychylając głowę zza ściany pokoju.
-Oh, oczywiście, że nie- blondynka pokręciła głową, wciąż z trudem dusząc w sobie śmiech, co próbowała ukryć, zasłaniając usta ręką. Niestety, kiepsko jej to wychodziło. 
   Szóstka znajomych wysiadła właśnie z samochodu tuż pod stadionem, czwórka z nich poszła z instrumentami w stronę garderoby, a dwójka, czyli jak się domyślacie Emily i Lily, ruszyła w stronę trybun, skąd miały oglądać mecz. Szczęśliwie udało im się zająć miejsca w którymś z pierwszych rzędów, dzięki temu widziały dokładnie wszystko, co działo się na boisku. Tak się składa, że Emily jest wielką fanką piłki nożnej, a idzie to w parze z niezwykle emocjonalnym przeżywaniem każdej bramki, każdej uwagi sędziego czy każdego faulu. Tak więc po pół godzinie Lili już narzekała na bolące od krzyku przyjaciółki uszy. 
   Nadeszła przerwa w rozgrywce, a zmęczeni gracze zeszli z boiska na ławkę. W momencie, gdy Emily dyskutowała o meczu z niezbyt zainteresowaną Lily, z garderoby wyszło czterech młodych mężczyzn machających do tłumu zebranego na trybunach. Podążali w stronę niewielkiej platformy, która została chwilę temu wytoczona na środek murawy. Weszli na scenę, gdzie ustawiona była już perkusja z wyklejonym imieniem ASH X na jednym z bębnów. Chłopcy podłączyli sprzęt i ustawili się przy mikrofonach z gitarami w rękach, oprócz rzecz jasna Ashtona, który zasiadł za ukochaną perkusją. 
-Dobry mecz, co Sydney?- zapytał Michael, a trybuny dosłownie zawrzały.
-My jesteśmy 5 seconds of summer, niektórzy z was może kojarzą coś z youtube' a, może kiedyś widzieliście nasze filmiki. Dla tych, którzy nas nie znają, to jest Ashton, Michael, Calum, a ja jestem Luke- przedstawił zespół blondyn, wskazując po kolei na wymieniane osoby. Pozostała trójka pomachała wesoło do tłumu.
-No to raz, dwa, trzy, zaczynamy chłopcy- Irwin dał znak pozostałej trójce i na ogromnej arenie rozbrzmiały pierwsze dźwięki muzyki. Czwórka przyjaciół była znów w swoim żywiole, a ich muzyka wkradła się do najgłębszych zakątków dusz, a może nawet serc wszystkich przybyłych na mecz.
She sleeps alone
My heart wants to come home 
I wish I was, I wish I was
Beside you*
Myślę, że domyślacie się, do kogo te słowa dotarły najgłębiej mimo, że nikt nie określił, iż są one skierowane właśnie do tej osoby. Ona jednak podświadomie czuła, że Luke utrzymuje z nią kontakt wzrokowy, nie zważając na dzielącą ich odległość. 
   To niesamowite, jak silna więź połączyła ich w tak krótkim czasie. Niesamowite, jak bardzo zżyli się ze sobą, a jednocześnie niedorzeczne, że nawet nie zdawali sobie sprawy w co może przeistoczyć się ich relacja. Jednak los nieustannie miesza w naszych planach i sprawia, że w jego rękach jesteśmy jedynie kukiełkami na sznureczkach, za które on pociąga. Przychodzi moment, gdy w naszym życiu wszystko jest należycie poukładane, dokładnie tak, jak tego chcieliśmy, aż nagle na prostej drodze los stawia kogoś, kto sprawia, że ta wyznaczona przez nas samych droga do celu staje się wyboista, pojawia się na niej mnóstwo zakrętów, a na boki zaczynają odbiegać coraz to nowe dróżki. Przez tą chorą grę losu zaczynamy zastanawiać się, czy obraliśmy właściwą z dróg, mimo tego, że wcześniej byliśmy w stu procentach pewni swoich wyborów. 
   Tak właśnie zaczynało się dziać z Emily. Do tej pory dziewczyna bez najmniejszego zająknięcia mogłaby powiedzieć, że jej decyzje były słuszne. Teraz wielu rzeczy przestawała być pewna. Nie wiedziała, czy było to związane z ostateczną diagnozą doktor Green, czy może z poznaniem chłopaków, z Luke' iem. Nie była pewna, czy dobrze robiła ukrywając swoją chorobę przed większością znajomych. Z jednej strony nie chciała, by każdy traktował ją niczym porcelanową lalkę, żeby wszyscy wokół niej skakali tylko dlatego, że za jakiś czas będą musieli pożegnać się na dobre. Ale kiedy spojrzała na to z innej perspektywy, równie dużym ciosem dla wszystkich bliskich byłoby jej odejście bez wyjaśnień, tak nagłe. 
   Po niesamowitym występie 5 seconds of summer chłopcy razem z Emily i Lily udali się do przytulnego klubu całkiem niedaleko stadionu. Jak na miejsce tego rodzaju panowała w nim zadziwiająco miła atmosfera, a było jeszcze przyjemniej, gdy spędzało się czas w takim gronie jak nasi bohaterowie. Ashton przez większą część wieczoru tańczył z Lily na środku parkietu, Luke rozmawiał z Emily śmiejąc się wniebogłosy, a Calum i Michael komentowali między sobą poczynania przyjaciół. Emily siedziała naprzeciwko czerwonowłosego i bruneta, a Hemmings ulokował swoją głowę na jej kolanach. Dziewczyna lekko szarpała końcówki włosów blondyna, on natomiast bez przerwy zasypywał ją opowieściami o tym, jak powstawał zespół, o tym, jak bardzo kocha śpiewać z resztą chłopaków, po prostu opowiadał jej o swojej pasji. A ona? Ona słuchała go z zaciekawieniem i szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Widząc te iskierki szczęścia w oczach blondyna, nie potrafiła powstrzymać unoszenia się do góry kącików jej ust. Czuła, że musi poznać go jak najlepiej, jakaś niewiadoma siła ciągnęła ją do niego, choć za wszelką cenę starała się to powstrzymać. Nie mogła, nie potrafiła, a może po prostu w głębi duszy nie chciała. 
   Niektórzy ludzie są jak pędzle z farbą. Gdy pojawiają się w naszym życiu, to natychmiast zabarwiają nasz własny świat rozmaitymi kolorami. Nie wszyscy posiadają ten dar, istnieją tylko nieliczni, którzy umieją dobrać barwy tak, by po zmieszaniu nie zmieniły się na powrót w ciemne plamy. To, czy dany człowiek zdoła pomalować nasz świat na kolorowo, zależy tylko i wyłącznie od losu i od tego, czy zgodzimy się na propozycję przeznaczenia, które nakazuje nam otworzyć serce, by zrobić miejsce tej osobie. 


*Ona śpi sama
Moje serce pragnie wrócić do domu
Chciałbym być, chciałbym być
Obok ciebie
~5 seconds of summer 'Beside You'

Przepraszam za tak długą przerwę, ale kompletnie nie miałam pomysłu na ten rozdział. Czegokolwiek bym nie napisała, zaraz to kasowałam. W końcu postanowiłam na chwilę odpuścić i przeczekać chwilowy brak pomysłów. Okazuje się, że wystarczy trochę cierpliwości, odpowiednia piosenka i gotowe! 
Co do rozdziału, to nie wyszedł dokładnie tak, jak planowałam, ale myślę, że nie jest wcale tak bardzo źle, w końcu zawsze mogło być gorzej. Jestem też z siebie poniekąd dumna, ponieważ udało mi się napisać coś w miarę długiego. Nie wiem, czy rozdział Wam odpowiada, ale oceńcie sami, miłego czytania, misie! x


   

piątek, 2 stycznia 2015

noworoczny dodatek! :)

Więc tak, misie! Miałam dodać to w sylwestra, ale nie wyszło, nie mogłam nic napisać. Dodaję to teraz, mam nadzieję, że się Wam spodoba. :) W Nowym Roku życzę Wam wszystkiego, co najlepsze, a teraz zapraszam na one shota o naszym kochanym Horanku! Oczywiście nie ma to nic wspólnego z fabułą opowiadania! :) 
*********
   Był mroźny grudniowy wieczór. Ale nie taki zwykły, ponieważ był to wieczór kończący stary rok. Ludzie chodzili ulicami w gronie znajomych, roześmiani i pełni energii na nadchodzący rok. Gdzie się nie obejrzało, tam było widać pary trzymające się za ręce, siedzące na ławkach, w przytulnych kawiarniach lub po prostu przechadzających się przez miasto. Wszyscy byli z kimś. Nieważne, że niektórzy kłócili się, a niektórzy całowali. Ale każdy był z kimś. Nikt nie był sam. Prawie nikt, bo ona była. Jedną z mniejszych uliczek Londynu szła drobna brunetka ubrana w bordowe rurki i czarną kurtkę. Jej długie włosy przykrywała czarna czapka beanie. Oczy dziewczyny wpatrywały się nieustannie w chodnik, od czasu do czasu tylko zerkała na te szczęśliwe pary, które wydawały się nie mieć żadnych zmartwień. Przewróciła oczami na ten widok i kopnęła niczemu winny kamyk, który akurat znalazł się na jej drodze. Złość szybko zastąpił smutek, żal, rozczarowanie. Dziewczyna zacisnęła powieki, aby się nie rozpłakać. Mimo starań, kilka łez spłynęło po jej policzkach. Jednak za szybko, aby zdążyć je wytrzeć. W momencie gdy wyszła na główną ulicę miasta, zobaczyła lodowisko naprzeciwko małej kawiarenki, tej, w której serwowali najlepszą gorącą czekoladę w Londynie. Na lodowisku zauważyła małego chłopca, na oko mógł mieć najwyżej osiem lat. Ruszyła w stronę wypożyczalni łyżew i wzięła parę. Założyła je i weszła na lód, jadąc w stronę uśmiechniętego malucha. Kucnęła przy nim, a chłopiec odwrócił się w jej stronę, uważnie lustrując twarz dziewczyny swoimi dużymi oczami. Według brunetki widok tej małej istotki z opadającą na czoło blond grzywką i dużymi niebieskimi oczkami, był naprawdę uroczy.
-Hej mały, jak się nazywasz? Ja jestem Caitlin- zapytała chłopca z uśmiechem.
-Jestem Mike- odwzajemnił gest i złapał dziewczynę za rękę, mówiąc: 
-Chodźmy ulepić bałwana- pociągnął ją w stronę wyjścia z lodowiska, gdzie oddali łyżwy i wyszli na ulicę, kierując się w stronę parku.
-Gdzie są twoi rodzice, Mike? Chyba nie przyszedłeś tutaj sam, prawda?- zatrzymała chłopca, łapiąc go lekko za ramię.
-Oh nie, przyszedłem tu z kuzynem, ale chyba... gdzieś się zgubił- zachichotał, rozglądając się dookoła, jakby chciał go znaleźć.
-No dobrze, chodźmy lepić tego bałwana, twój kuzyn zaraz się znajdzie- posłała dziecku ciepły uśmiech i ponownie ruszyli do parku.
   Tymczasem dwie przecznice dalej pewien młody chłopak pytał praktycznie każdego przechodzącego obok człowieka, czy nie widział gdzieś siedmioletniego, zapewne wystraszonego blondynka chodzącego samotnie gdzieś tutaj niedaleko, jak to on określił. Jednak nie spotkał jeszcze nikogo, kto by mu pomógł.
-Co ja do cholery narobiłem?- usiadł na ławce obok lodowiska (swoją drogą nie miał pojęcia, jak się tam znalazł, zaszedł dwie przecznice dalej, a po chłopcu ani śladu) i złapał za końcówki swoich włosów w geście sfrustrowania. Po kilku minutach bezczynnego i bezsensownego wpatrywania się w przestrzeń przed sobą, blondyn w końcu wstał z miejsca i bezradnie ruszył w kierunku Hyde Parku. 
Caitlin razem z małym Mike' iem śmiała się w parku podczas lepienia śniegowego ludka, zwanego bałwanem. 
-Nie mamy marchewki- zasmucił się mały, na co brunetka poczochrała mu włosy.
-Nie martw się Mikey, leć poszukaj patyków a ja dokończę lepić głowę- posłała mu uśmiech. Chłopiec odbiegł kawałek dalej, szukając na ziemi patyków, aby użyć ich jako rąk bałwana. Dziewczyna robiła ostatnie poprawki jeśli chodzi o bałwana, cały czas oczywiście mając małego na oku. Gdy już skończyła bawić się śniegiem, kucnęła i tępo wpatrując się w roześmianego chłopczyka zaczęła rozmyślać. Myślała, dlaczego tak właściwie wyszła tego wieczora z domu. Dlaczego nie mogła zostać w ciepłym mieszkaniu i pooglądać głupich seriali? Co z tego, że byłaby kompletnie sama? Teraz jednak cieszyła się, że opuściła dom. Jej serce wypełniało się ciepłem i radością na myśl o tym, że ostatecznie nie jest całkiem sama. Czas, który spędziła z chłopcem pozwolił jej zapomnieć właśnie o samotności. Wiedziała też, że na pewno lada moment znajdzie się kuzyn Mike' a, a ona przywita Nowy Rok zupełnie sama.
-Jak zawsze...- westchnęła.
Do północy zostało pół godziny. Nie było mowy, żeby przez ten czas nikt nie znalazł chłopca. Według Caitlin, oczywiście.
   Pewien młody mężczyzna właśnie zbliżał się do dużego parku znajdującego się nie tak daleko od lodowiska i tej małej, przytulnej kawiarenki, w której nie raz zatrzymywał się na gorącą czekoladę lub ciastko. Musiał przyznać, że lepszego napoju nigdy w życiu nie miał okazji spróbować. Wątpił nawet, czy takowy istnieje. W tym momencie jednak nie mógł myśleć o niczym innym, ponieważ w głowie miał tylko swojego małego kuzyna. W duchu modlił się, aby nic mu się nie stało i żeby ktoś zaopiekował się nim przez ten czas. Martwił się, że chłopczyk siedzi gdzieś zupełnie sam, na mrozie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. A mieli tak wspaniale spędzić razem ten wieczór, lepiąc bałwana i oglądając pokazy fajerwerków. Chłopak miał nawet w planach zabranie małego na przejażdżkę London Eye. No cóż, z planów chyba nici... Oby tylko Mike był bezpieczny- tak teraz wyglądały jego myśli. Wszyscy znali blondyna jako tego wrażliwego, uczuciowego chłopaka, dlatego też nie było dziwne, że po jego policzkach spływały łzy, a duszę wypełniało poczucie winy. Nie tak planował przywitać Nowy Rok. Przechodząc obok Hyde Parku zobaczył, jak mały chłopiec podbiega do młodej dziewczyny kucającej obok bałwana, trzymając w garści patyki. Brunetka pomogła maluchowi włożyć je w śnieg, a później chłopiec wtulił się w jej ciało, podziwiając wspólne dzieło. 
   Caitlin trzymała w objęciach dziecięce ciało Mike' a, a chłopczyk nawijał sobie kosmyk jej długich, brązowych włosów na palec.
-Niedługo przyjdzie do nas wujek Niall, prawda?- zapytał mały w pewnym momencie.
-Tak, Mikey, za chwilkę tu będzie... Mam nadzieję- ostatnie dwa słowa wyszeptała na tyle cicho, że chłopiec ich nie usłyszał. Caitlin spojrzała na niebo, które rozświetliły tysiące fajerwerków. Był to niesamowity widok, co potwierdzało głośne westchnięcie i szeroki uśmiech dziecka.
   I w tym momencie stało się coś, czego żadne z nich się nie spodziewało. Podbiegł do nich wysoki blondyn, który całe policzki miał we łzach, i wziął w swoje objęcia Mike' a, okręcając go w powietrzu.
-Jezu Mike- załkał chłopak.- Tak się bałem, że coś ci się stanie...- mówił, nadal nie wypuszczając go z objęć.
-Zobacz Niall, ulepiłem z Caitlin bałwana- powiedział do kuzyna z uśmiechem i wskazał na brunetkę stojącą kilka metrów dalej. Dziewczyna spróbowała przybrać radosny wyraz twarzy, gdy oczy młodego mężczyzny napotkał jej twarz. Nie była przekonana, czy jej się to udało. Myślała, że usłyszy jakieś burknięcie oznaczające podziękowanie za zaopiekowanie się maluchem, a zaraz potem chłopak nazwany Niallem zabierze Mike'a, a ona zostanie sama. Znowu. "Oh Caitlin, pogódź się z tym, że do końca życia będziesz już sama." Zdziwiła się, kiedy nic takiego się nie stało. Była jeszcze bardziej zaskoczona, gdy chłopak postawił Mike'a na ziemię i objął ją w talii, przyciągając tak blisko siebie, że bliżej się nie dało. 
-Dziękuję, Cait- wyszeptał w jej włosy. Cait... nikt tak do niej nigdy nie powiedział. A z ust blondyna jej imię brzmiało wyjątkowo pięknie. Irlandzki akcent dodawał mu uroku. Musiała przyznać, że kuzyn Mike' a był potwornie przystojny. Aż dziwne, że można mieć tak nienaganny wygląd. Postawiona blond grzywka, głębokie niebieskie oczy, usta ułożone w uroczym uśmiechu. Ubrany w idealnie dopasowane czarne rurki z dziurami na kolanach i niebieską kurtkę, na pewno był marzeniem wielu dziewczyn. 
-Może masz ochotę na pyszną gorącą czekoladę?
-Oh, właściwie...- spojrzała w jego proszące oczy- właściwie czemu nie- posłała mu uśmiech. Była bardzo szczęśliwa, że nie zostawili jej samej.
   Siedzieli w ciepłej kawiarence z kubkami pysznego napoju i śmieli się głośno z żartów Nialla. W pewnej chwili Mike wyszedł do toalety, mrugając znacząco do starszego kuzyna, oczywiście tak, by Caitlin nie widziała. Kiedy chłopczyk zniknął za rogiem, między dwójką osiemnastolatków zapadła cisza. Brunetka wpatrywała się w kubek z napojem, czując na sobie wzrok Nialla. Chłopak spojrzał na jej rękę leżącą swobodnie na stole i po chwili wahania zahaczył swoim małym palcem o jej. Poczuli, że w miejscu dotyku ich skóra elektryzuje się. Gdy wrócił Mike, Niall szybko odsunął rękę i odchrząknął. 
Mijała trzecia godzina, a oni nadal siedzieli w kawiarni pijąc czekoladę. W końcu jednak wyszli, a gdy rozgrzane ciało Cait spotkało mroźne powietrze, zadrżała. Widząc to, Niall objął ją ramieniem i przyciągnął do swojego ciała. Szli tak w trójkę, Caitlin w objęciach Nialla, trzymająca za rękę roześmianego Mike'a. Przywodzili na myśl szczęśliwą rodzinę. Byli jednak trochę za młodzi. 
Weszli na lodowisko i świetnie bawili się sunąc po lodzie. Mike był na jednym końcu lodowiska, Niall z Cait na drugim. Starsi walczyli o to, kto lepiej jeździ. Przyszedł czas na piruety, brunetka poradziła sobie bezbłędnie, a Niall, no cóż, przewrócił się. Dziewczyna kucnęła przy nim, chcąc pomóc mu wstać, ale zamiast tego blondyn pociągnął ją tak, że leżeli naprzeciwko siebie. Ich twarze dzieliły centymetry. Niall spojrzał dziewczynie w oczy i zobaczył w nich strach, niepewność, ale i szczęście. Pogładził kciukiem jej policzek, a następnie złożył na jej ustach słodki pocałunek.
Ostatecznie Cait już nigdy nie miała być sama.
   

środa, 24 grudnia 2014

Merry Christmas ;*

Przed chwilą dodałam rozdział po bardzo długiej przerwie, a teraz przychodzę do Was z życzeniami! No więc tak: życzę Wam wszystkim spełnienia marzeń (tak, wiem, przewidywalne :P), dużo szczęścia, aby wszystkie kłótnie i problemy z innymi odeszły w zapomnienie, dużo dużoo prezentów oraz oczywiście pijanego sylwestra! Mam nadzieję, że spędzicie te piękne święta w rodzinnej atmosferze, w cieplutkim domu, a w Nowy Rok będziecie się świetnie bawić. Życzę Wam takiej wspaniałej Wigilii, jak była moja klasowa (rodzinna też taka na pewno będzie) no i nie zapomnijcie, że istnieje taka blogerka, jak ja, odwiedzajcie mojego bloga, komentujcie, bo to dla mnie najlepszy prezent świąteczny. Do następnego Miśki, jeszcze raz wesołych świąt! xx

#6 just a coffe or something more?

Witam Miśki po noo dość długiej przerwie i bardzo bardzo Was przepraszam. I przyznam, że tu nawet nie chodzi o brak czasu, ale zwyczajnie nie miałam chęci i siły do pisania. Postaram się więcej nie przerywać prowadzenia bloga na tak długo ;) nie miejcie mi tego za złe xx
*********
Tydzień po niezwykle oczekiwanym przez obojga naszych głównych bohaterów spotkaniu w kawiarni Emily znów wyjechała w podróż. Wprawdzie nie na długo, bo tylko na tydzień, ale chyba taką wycieczkę można już nazwać podróżą. Zresztą nie o tym mowa. Blondynka wyjechała na te kilka dni do Afryki, gdzie miała wspomóc charytatywną organizację swojej mamy. 
Tymczasem Luke razem z trójką przyjaciół niezwykle ciężko trenował. Zdarzało się, że spędzali na grze nawet 5 godzin dziennie. Zastanawiacie się pewnie dlaczego. Otóż dostali propozycję zagrania w przerwie meczu piłki nożnej. Występ miał odbyć się za pięć dni, więc chłopcy nie mieli wcale tak dużo czasu. Skupili się w stu procentach na przygotowaniach. Ich rutyną stało się spanie, jedzenie i granie. Nie robili praktycznie nic więcej. Oczywiście Luke utrzymywał kontakt z Emily. Nie mogli bez wspólnych rozmów wytrzymać nawet tych kilku dni. Chłopak zaprosił Em na koncert, dziewczyna bardzo się ucieszyła, że w końcu pozna tą czwórkę utalentowanych przyjaciół, której muzykę nie raz już słyszała, nie mając nawet pojęcia kim są. Emily wracając do domu siedziała w samolocie jak na szpilkach. Nie mogła się doczekać aby zobaczyć się z Lily i razem z nią wybrać się na występ chłopaków. "Fajnie będzie się trochę rozerwać" myślała, a na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Na lotnisku szukała wzrokiem swojej przyjaciółki, która obiecała, że będzie na nią czekać. Nigdzie jednak nie było Lily, na co trochę posmutniała.
-Pewnie zapomniała... No trudno, wrócę sama- powiedziała sama do siebie i w końcu ruszyła w stronę wyjścia z zatłoczonego lotniska. Pech chciał, że nie było żadnej taksówki i musiała czekać aż jakaś się pojawi. 
Stała z walizką już od pięciu minut, niecierpliwie tupiąc nogą. Próbowała dodzwonić się do Lily, może jednak by przyjechała po nią, ale brunetka nie odbierała. W pewnym momencie poczuła jak ktoś kładzie jej rękę na oczach, a drugą przytula w talii. Nie wiedziała co się dzieje, ale gdy tylko dotarł do niej zapach męskich perfum pomieszanych lekko z dymem papierosowym, na twarz wkradł się szczery uśmiech. 
-Cześć Luke- zaśmiała się i zdjęła rękę chłopaka z oczu.
-Jak się domyśliłaś?- westchnął zawiedziony tym, że nie udało mu się zaskoczyć Emily. W odpowiedzi zobaczył, jak dziewczyna się uśmiecha. W jej oczach widać było iskierki szczęścia i rozbawienia.
-Co tutaj tak właściwie robisz, Luke?- popatrzyła z zaciekawieniem na niego.
-Zabieram cię do domu- odpowiedział, jakby to było coś oczywistego.
-Ale ja czekam na przyjaciółkę, ona... 
-Lily nie przyjedzie. Tak, znamy się i nie, to nie przypadek, że jestem tutaj, a ona nie- ukazał w uśmiechu wgłębienia w policzkach, co w połączeniu z lekkim bujaniem się na piętach wyglądało bardzo uroczo. Przynajmniej zdaniem Emily. -To co, idziemy, czy zostajesz?- spojrzał na blondynkę i wziął od niej walizkę, po czym odszedł w stronę samochodu.
Emily przewróciła tylko oczami, powoli przyzwyczajała się do osobowości blondyna, ale jednak przez większość czasu nadal ją zaskakiwał. Czasami myślała sobie, co będzie jak pozna jego przyjaciół. Z opowiadań Luke' a wie, że są jeszcze gorsi niż on. Oczywiście gorsi w tym dobrym znaczeniu. Blondynka zawsze śmieje się, jak chłopak określa paczkę swoich przyjaciół jako pozytywnie ześwirowanych ludzi. 
-Em no chodź!- krzyknął Luke stojący kilka metrów dalej, przy samochodzie.
-Przepraszam zamyśliłam się- podbiegła do towarzysza i wsiadła do czarnego BMW.
Po drodze dwójka blondynów na całe gardło śpiewała Blank Space, co swoją drogą w ogóle nie przypominało śpiewu Taylor Swift, wygłupiając się przy tym niemiłosiernie. 
Prawie półgodzinna jazda minęła im bardzo szybko, w końcu w dobrym towarzystwie czas płynie szybciej niż normalnie. Zatrzymali się pod domem Emily, Luke otworzył jej drzwi samochodu i wyjął z bagażnika walizki.
-Dżentelmen z ciebie, Luke. Nie znałam cię od tej strony- droczyła się z niebieskookim.
-Wiele jeszcze o mnie nie wiesz, miśku- mrugnął do niej i poszedł w stronę domu.
Dopiero po dłuższej chwili Emily się otrząsnęła i dogoniła przyjaciela.
-To mi powiedz, Lukey Pookey- uśmiechnęła się do niego złośliwie, wiedząc, jak bardzo tego przezwiska nie lubi. Luke zaczął liczyć do dziesięciu, aby się uspokoić, a Emily prawie tarzała się po ziemi ze śmiechu.
-Dobra, wygrałaś, a teraz otwórz łaskawie drzwi, bo ta walizka jest trochę ciężka- powiedział aż zbyt miłym tonem.
-Przystojne i gniewne- blondynka mamrotała pod nosem, ale otworzyła w końcu drzwi i wpuściła Luke' a do domu.
-Co tam szepczesz?- zapytał, nachylając się nad jej uchem.
-Nic nic Lukey, nic.